czwartek, 25 kwietnia 2019

Mroczne szepty przeznaczenia

  Trwając sztywno wyprostowanym przy tradycyjnym, japońskim stole, Sasuke starał się odpędzać mroczne chmury kłębiące się tego dnia nad jego pozersko ułożonymi na żel włosami. Od początku kolacji nie przełknął ani kęsa, karmiąc się jedynie negatywnymi odczuciami jakie generowała w nim obecna sytuacja.
  Miał najprawdziwszą ochotę opuścić jadalnię którą wypełniała aura grobowej ciszy przerywana jedynie przez odgłosy cichej konsumpcji i uderzeń pałeczek o porcelanową zastawę.
Gdyby teraz bez słowa oddalił się, ojciec z pewnością i bez mrugnięcia powieką spaliłby go na stosie - nastolatek otwarcie zdawał sobie z tego sprawę. Jednakże propozycja wciąż pozostawała bardzo kusząca.
 Sasuke nigdy nie próbował się oszukiwać. Każda wspólna kolacja rodu Uchiha z rodziną Hyuuga przebiegała w ciężkiej atmosferze. Żony posłusznie nakładały mężom dokładki dań i dolewały do filiżanek mocno zaparzonej, ciemnej herbaty, Hinata z głową opuszczoną, powoli przeżuwała każdy gryz, Hanabi strzelała oczami po stole, Itachi zaś po prostu obserwował, czasami przypominając sobie o stygnącym posiłku.
Sasuke zajmował, jak za każdym razem, miejsce przy prawym boku swojej przyszłej żony.
  Tego wieczoru z powodu targającej nim wewnętrznej frustracji, zamiast jak zawsze zająć się zawartością swojego talerza, oddawał się dogłębnym przypatrywaniom poczynań kobiety, z którą spędzić miał resztę życia.
O ironio. Mężczyzna nigdy przedtem nie usiłował szukać wspólnych cech, łączących go z Hinatą. Dziś zaś poniewczasie uświadomił sobie, że oboje sięgają po zupełnie odmienne propozycję potraw leżących na stole. On preferował doprawione, dobrze wypieczone mięso, ona zaś wybierała neutralne, mdłe pozycje z dużą ilością makaronu.
Ona słodziła swoją herbatę, on natomiast pił ją zawsze w postaci zupełnie gorzkiego, niemal czarnego naparu.
 Z pewną złośliwością zauważył też, że była leworęczna podczas gdy on głównie posługiwał się swoją prawą ręką.
  - S-Sasuke-kun? - Oprawione w gęste rzęsy powieki dziewczyny zatrzepotały niczym pościel na wietrze. Z lekko przekrzywioną głową spojrzała na Sasuke, a jej oczy tego wieczoru wydały się mężczyźnie o wiele większe i przejrzyste, niż kiedykolwiek indziej. - C-Czy wszystko.. wszystko w porządku?
 Długotrwała intensywność jego spojrzenia wprawiała starszą Hyuugę w dezorientacje i zakłopotanie, powodując, że w trakcie posiłku omal nie zakrztusiła się kilkoma wiązkami ulubionych nitek ryżowego makaronu. Ostrożnie podniosła chusteczkę do ust, wycierając ich brzegi.
  Nic nie mogła na to poradzić. Gorejące rumieńce pokryły większą część jej twarzy, ponownie skupiając na sobie uwagę Sasuke. Tego dnia wybitnie rozdarty, nie zapanował nad odruchem, który nakazał mu ściągnąć mocno brwii, dogłębnie i z zaintrygowaniem przypatrując się przejawianemu zjawisku.
Czy też ta dziewczyna zawsze musiała się tak czerwienić? Wyglądała wtedy jak dorodna bulwa buraczana oplątana granatowymi pnączami.
Mikoto wymierzyła synowi dyskretne szturchnięcie pantoflem w łydkę.
  - Tak. Po prostu ładnie dziś wyglądasz - wybełkotał, wyrwany z zadumy. Następnie skupił się na swoim daniu, zawierzając twarde postanowienie nie zerkania w stronę speszonej Hinaty już więcej razy tego wieczoru. Wystarczyło, że czuł jej zażenowanie na własnej skórze - jej ciało emanowało takim gorącem, że pałeczki które trzymała w dłoni lada moment zajmą się ogniem.
  Fugaku odchrząknął cicho, gestem dłoni polecając Mikoto dolać sobie herbaty.
Jak za każdym razem, ojcowie rodziny dumnie zasiadali po dwóch przeciwnych końcach stołu, spożywając kolację w całkowitym, nieprzerwanym milczeniu.
Tematy polityczne były jedyną kwestią, która mogła skłonić ich do wspólnej konwersacji.
  To spotkanie zakrawało jednak o pewną zmianę.  
A zmiana ta, choć nie wpływała w żaden sposób na tok przeprowadzanego spotkania, ryła nieustanny tunel w podświadomości młodego Uchihy. Dlatego był tak niespokojny, wiercąc się i z trudem wmuszając w siebie kolejne kęsy. Sasuke bardziej od spędzania czasu z narzeczoną i przyszłymi teściami, pragnął bowiem na powrót znaleźć się w lesie, gdzie na własną rękę przeprowadzał poszukiwania różowowłosej amazonki.
Był w nim wczorajszego wieczoru, naiwny w płonnej wierze ponownego ujrzenia Jej na jakimś trupie. Nie miało znaczenia, kim miałby on być.
  Mimo wielogodzinnych poszukiwań nie natknął się jednakże na nic, co mogłoby okazać się pomocne.
Wiedzony desperacją i nagłym komizmem sytuacji myślał już, by poszukać w okolicy jakiegoś wolnego nieboszczyka i pozostawić go w widocznym miejscu, w nadziei, że kobieta pojawi się ponownie, chcąc robić rzeczy, których Sasuke pojąć nie mógł i wcale nie zamierzał.
  A cel uświęcał mu środki.
Do domu powrócił, gdy niebo spowijała całkowita ciemność.
Wydawać by się mogło, że dzisiejszego poranka gdy pełen nowej energii znów wkroczył do lasu, był już naprawdę bliski natrafienia na jej trop. Odnalazł zakrwawione bandaże pozostawione w samym środku puszczy lecz zanim zdołał przeanalizować, do kogo mogłyby należeć, przyszło mu wracać do posiadłości, by należycie przygotować się do spotkania którego miał szczerze dość już w tamtym momencie.
   - Cóż. Doszły mnie słuchy, że Naczynie Kyuubiego powróciło do Konohy. - Hiashi odkładając pałeczki na stół, spojrzał wprost na Fugaku. Hinata poderwała głowę, szybko spuszczając ją pod naciskiem ostrego wzroku ojca, którym przeszył ją na kształt upomnienia.
  - Tak. Jiraya po tym wszystkim miał czelność przyprowadzić go wprost pod drzwi komisariatu.
  - Zawsze powtarzałem, że to stary głupiec.
Sasuke szybciej od innych pojął, że z granatowłosą dziewczyną zaczyna dziać się coś niepokojącego. Ponownie tego dnia Uchiha zmuszony był, choć wolałby tego uniknąć, poddać swoją narzeczoną wnikliwym obserwacjom. Splotła dłonie na kolanach pragnąc ukryć ich drżenie, pusty wzrok wbijając w nie istotny punkt na stole.
W końcu wysunął odpowiednie wnioski.
  - Nie musisz się go obawiać, Hinato - odparł, przez ułamek chwili wahając się przed ułożeniem dłoni na jej dłoniach. Ze ściągniętym wyrazem twarzy zrezygnował z tego ruchu. - Ten człowiek nie jest dla nikogo żadnym zagrożeniem.
  - Moja córka potrafi sama się obronić, młody człowieku. Odbyła ku temu odpowiednie szkolenie - Głos Hiashiego grzmiał surowością. Sasuke nie przywykł, by ktokolwiek odzywał się do niego tak lekceważącym tonem dlatego natychmiast zwrócił w stronę mężczyzny swoje kamienne, wrogie oblicze.
  - Jiraya wyszkolił go na wojownika - przemówił rzeczowo Fugaku, tłumiąc rosnący konflikt w zarodku - Nie znamy zakresu jego umiejętności. Chłopak jest pod obserwacją moich ludzi.
  - Rozumiem Szanowny, że umieściłeś go w odizolowaniu od reszty społeczeństwa.
  - Nie mogę tego uczynić.  
  - Ty nie możesz? - Sasuke zwrócił się wprost do ojca, nie kryjąc zaskoczenia. Postrzegał rodziciela w granicach osoby wszechmocnej i wszechwiedzącej. Po upokorzeniu którego doznał z rąk Naruto, myśl, że ten przebywa w zamknięciu była mu niczym miód na serce. Tymczasem okazuje się, że ten niemądry błazen swobodnie przemieszczał się po osadzie.
  - Mędrzec nie jest byle shinobim, nie możemy o tym zapominać Sasuke. Zlekceważenie go może odbić się politycznie na wiosce oraz postawić pod znakiem zapytania zawarte sojusze. Naczynie Kyuubiego w trakcie czteroletniej podróży z Jirayą odwiedziło wiele krajów, poznając także większość z ich władców.
  - Więc, jeżeli nie chcemy narażać się na konflikty, Jinchuuriuki musi przebywać na wolności? - Hiashi nie krył oburzenia. - A co z Jirayą? Gdzie teraz przebywa?
  - Kazałem mu opuścić osadę. Zajmiemy się nim, gdy sprawa ucichnie.
  - Od zawsze wiedziałem, by nie dopuszczać żadnego z Sanninów Konohy do specjalnego traktowania. Banda dzikusów i błaznów. Cała ta drużyna to było jedno wielkie nieporozumienie. Ktoś powinien wyplewić ich, gdy jeszcze była taka możliwość.
  - Sanninów Konohy? - zapytał Sasuke, słysząc owe zagadnienie chyba po raz pierwszy w życiu. Na jego poważny wyraz twarzy wpłynęła konsternacja
  - To stare dzieje, chłopcze. Nie warte wspomnień ani moich słów. - Hiashi stanowczo uciął wszelką dyskusję - Dolej mi herbaty, kobieto. Nie widzisz, że czekam na to od dłuższej chwili?
 - Oh. Przepraszam najdroższy
Matka Hinaty poderwała się z miejsca, z gracją podnosząc porcelanowy imbryczek.
Wtedy też młodszemu Uchiha przyszło do głowy pytanie, czy Hinata po ślubie będzie zachowywała się w stosunku do niego z równą potulnością? Czy uczyni wszystko, co też on jej przykaże? Ojciec powtarzał mu wielokrotnie, że dziedziczka Hyuuga od urodzenia przygotowywana jest do tego, by zostać jego żoną. Żoną brata przyszłego władcy.
Czy to jednak oznacza, że będzie mu tak niewolniczo podległa?
Spojrzał na tą nijaką kobietę raz jeszcze, samemu odpowiadając sobie na to pytanie.
Zdecydowanie tak właśnie będzie.
Tylko nie rozumiał, dlaczego czuł się zawiedziony…

***
[Kilka godzin wcześniej]

   Mężczyzna, na którego widok przeszywał ją lodowaty impuls zniknął za murem otaczającym miejsce ziejące złem.
  Ostrożnie wypuściła z ust całe nagromadzone powietrze. Przedtem obawiała się, że intruz usłyszy jej przyspieszony, płytki oddech. Bała się zdemaskowania; jeszcze bardziej przerażała ją wizja brutalnego ataku, do którego był zdolny - o czym dobrze się przekonała. A należała do naprawdę pamiętliwych stworzeń.
Dlatego nawet po jego odejściu długo trwała w bezruchu.
   Nadstawiała uszu, w bolesnym napięciu oczekując nieznanego. Bose stopy pewnie oplatały szorstką powierzchnię kory grubej gałęzi, znajdując w niej stabilne oparcie.
Amazonka miała na sobie skąpe okrycie z zajęczej skóry, osłaniające jedynie i z ledwością najbardziej newralgiczne części ciała. Włosy z różowych przybrały barwę brudnego brązu po tym, jak zawzięcie wytarzała się w błocie chcąc zneutralizować swój zapach oraz kolor. Sakura niczym kameleon, wkomponowała się w otoczenie stając niewykrywalną wśród setek  liści i gałązek.
 Poprzedniego dnia, gdy słońce niespiesznie chyliło się ku upadkowi, Ciemnowłosy Intruz wnikliwie przetrząsał jej terytorium, jakby od zawsze należało ono do niego. Badał ustronne miejsca, sprawdzał jaskinie, dotykał drzew oraz krzewów, deptał trawę, bezcześcił kamienie.
   Tego ranka zaś pojawił się znów.
Nieproszony gość leśnej ostoi. Uzurpator i najeźdźca, pogwałcający spokój panujący nad zarośniętą okolicą.
Podświadomie wyczuła, że oto tym razem jego obecność nie miała nic wspólnego ze zwykłym przypadkiem. Obserwując z ukrycia haniebne poczynania mężczyzny, nabrała słusznych podejrzeń, że usiłuje on przejąć rewir, który własnymi rękami wywalczyła tylko dla siebie. Najpierw poczuła się zła i zagrożona, a później przypomniała sobie, co potrafi uczynić ten człowiek. Zobaczyła przed sobą czerwone, wściekłe ślepia drapieżnika, z którym nie miała najmniejszej szansy; mocne ręce, potrafiące zranić; ognistą furię, gdy coś nie szło po jego myśli.
 W innych okolicznościach bez zastanowienia zaatakowałaby śmiałka, zaciekle broniąc swojego terenu. Tym razem wewnętrzny instynkt samozachowawczy nakazał jej wycofać się, za schron uznając cienie rzucane przez jej nieodłącznych przyjaciół i wieczystych suwerenów - drzewa, oraz gęste, rozłożyste zarośla.
  Odziana w błotnistą skorupę podążała więc tylko śladem jego kroków, w samotnej wędrówce towarzysząc mu jako nieunikniony cień. Nie było chwili, w której mógł wyczuć jej obecność. Spięta i skupiona, nie pozwoliła sobie na żadne błędy.
Sakura musiała widzieć, gdzie on się uda, by nie dać się zaskoczyć. Musiała wiedzieć, gdzie dotarł, ile terenu zagarnął dla siebie, ile jej odebrał.
    Za każdym razem, gdy napastnik będzie zjawiał się w lesie, zaryzykuje spotkania z nim, śledząc i zarazem ukrywając się przed jego krwistym, wściekłym spojrzeniem, a w tym nie miała w sobie równych.
   Ten człowiek był czymś dzikim a jego poczynania pozostawały dla zaradnej dziewczyny bardzo trudne do przewidzenia. Nie ufała mu. Czuła, że pozostaje on zagrożeniem z którym nie poradzi sobie w naturalnej walce.
 Groźny samotnik, nazywała go w myślach.  
Już dawno spostrzegła, że nie działał on w stadzie. Sprzecznością było, że w Złym Miejscu otaczała go masa bratnich mu jednostek. Różowowłosa nie potrafiła pojąć, dlaczego Intruz polował w pojedynkę, jednocześnie będąc częścią sporej, ludzkiej gromady.
Inni ludzie mieszkający w lesie, poza jej rewirem, nigdy nie udawali się na łowy samotnie. Zawsze było ich więcej; działali według określonego szyku, w tej samej strategii. Dziewczynie czasami udawało się przyjrzeć ich poczynaniom, gdy ci chwytali leśną zwierzynę.
  Odczekawszy już dostatecznie długą chwilę skryta w dobrodziejstwie rozłożystej korony dębu, z gracją i zarazem zręcznością niepodobną żadnym innym stworzeniom zeskoczyła na ziemię. Bezszelestnie poruszając się po nierównym podłożu, ruszyła na poszukiwania odpowiedniego miejsca, które na tą chwilę stanie się jej kryjówką.
   Wiedziała, że następnego dnia On pojawi się znów.



AUT: Dzisiaj troszkę krócej. Chciałabym Was tylko poinformować, że obecnie znów przebywam w Holandii wobec czego dodawanie rozdziałów może znacząco przedłużyć się w czasie. Niestety nie mam na to wypływu.

Ps. Mam nadzieję że rozdział przypadł Wam do gustu. Nie betowałam, bo kompletnie nie mam do tego dzisiaj głowy ♥ POZDRAWIAM! Temira PS2. Sayuri, jeśli to czytasz, wiedz, że oto w tym rozdziale nie byłam w stanie wtrącić niczego ku Twojej czci. Nie mniej jednak zaczekaj i wypatruj nieznanego wśród setek liter! ♥

5 komentarzy:

  1. Czekam na początek SS.
    Po poprzednim blogu jestem pewna że nas zaskoczysz a sama tematyka tego bloga jest tak inna i oryginalna że aż chce się czytać.
    Rozdział jak dla mnie wprowadzający cisza przed burzą . Mimo to czytałam z zapartym tchem żeby być w temacie i niczego nie przeoczyć ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze, to strasznie mi się spodobała ta cała kolacja. Teraz czytuję (jak ja to nazywam) chińskie harlekiny xD Lisa See pisuje o kobietach z XVII wieku mieszkających w Chinah i to tak bardzo wpasowało się w kanon, który obecnie zajmuję moją głowę, aż czułam się wniebowzięta! Te uniżenie i oddanie.

    A ja żadnej czci nie potrzebuję, po prostu zamieść coś krótkiego raz na miesiąc i będzie spoko xD

    Ciekawe, kiedy Sasuke uwolni się od tego spaczonego światopoglądu klanu, czy niemal przez całą historię będzie taki sam próbując walczyć z uczuciami czy wątpliwościami, które go nawiedzą. Zawsze takiego go sobie wyobrażałam, kiedy myślałam jaką drogą by poszedł gdyby nie wymordowano klanu. Sztywny oficer, który chce za wszelką cenę przypodobać się ojcu bardzo do niego pasuje.

    p.s. otwieram zamówienia na "Zbawieniu na sprzedaż". Jakbyś coś chciała, to zajrzyj. Zostawię dla Ciebie miejsce poza kolejką (o ile napełni się wcześniej). Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
  4. kochana! Przepraszam, że tak długo no ale, praca mnie niestety nie oszczędza.
    Najbardziej fascynuje mnie to, jak w delikatnych dawkach, Sasuke, nawet nieświadomie dowiaduje się o innym ładzie, który panował kiedyś w jego mieście. Mam wrażenie, że są to bardzo ważne fragmenty do których się jeszcze odniesiesz.
    Kocham to opowiadanie za ostrość, która dźwięczy w scenach z Sasuke i lekkiej dzikości, którą przedstawiasz tam gdzie jest Sakura.
    Oczysice ciekawi mnie niezmiernie, skąd Sakura wgl wzięła się w lesie ale wierzę, że szykujesz w związku z tym prawdziwą bombę!

    Pozdrawiam !Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Zapraszam do mnie. Coś tam udało mi się przelać w zwarty tekst :D

      Usuń

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics