czwartek, 28 marca 2019

Bezdroża niezgodności


   Nigdy nie czuł się tak upokorzony.
Nigdy też Itachi nie postąpił w stosunku do niego tak lekceważąco.  
  Sasuke zdziwił się okrutnie, gdy po powrocie do gabinetu przesłuchań sala okazała się zupełnie pusta. Spodziewając się wyjaśnień w związku z pochodzeniem, tudzież przeszłością tajemniczej amazonki, w ani jednym stopniu nie zakładał, że do owych rozmów może wcale nie dojść.
 To nie mieściło się w ogóle w jego światopoglądzie.
  Itachi przepadł, zniknęła również potężna sylwetka Mędrca oraz blask bijący od pomarańczowego dresu Naczynia Kyuubiego. Co gorsze i zarazem najważniejsze, Sasuke nie potrafił zlokalizować różowych włosów, tak charakterystycznych dla ich właścicielki.
  Ogarnięty złością, zacisnął pięści.
  Tylko wyblakłe ślady krwii na blacie metalowego stołu jawnie przypominały, że dramat który rozegrał się tu przed kilkoma minutami, nie mógł być nieprawdą.
Nonsens. Jakże mógł pomyśleć, że nic się nie wydarzyło.
Do tej pory Sasuke czuł ból szczęki po tym, jak uderzenie Naruto sprowadziło go do niechlubnego parteru. W dalszym ciągu skóra po zadrapaniach piekła, a ciało doskwierało po morderczej szamotanine z Amazonką - jak zwykł nazywać Ją w swoich myślach.
  Sakura, pomyślał wwiercając spojrzenie w kąt, do którego przyciskała się jeszcze nie tak dawno temu.
W końcu miał ją w garści. Podaną jak na tacy. Osłaboną, bezbronną, unieszkodliwioną. Tak niewiele brakowało.
     Wpadł w ślepy gniew, uświadamiając sobie kretes własnej porażki.
 Itachi nigdy nie wchodził mu w drogę tak wnikliwie i jawnie, jak uczynił to dzisiaj.
Przejął panowanie nad sprawą, przy pierwszej sposobności pozbywając się kłopotliwego młodszego braciszka po czym korzystając z okazji jego nieobecności, puścił tą szaloną kobietę wolno, bez żadnych konsekwencji. Sasuke znał go na tyle dobrze, by teraz nie fatygować się podróżą do aresztu, celem rozpoznania wśród osadzonych kobiety odzianej w zwierzęce skóry. Na pewno nie było jej wśród skazańców.
   Czuł, jak cały dotychczas zażarcie realizowany plan rozsypywał się na jego własnych dłoniach, a ugaszona do postaci iskry ciekawość, płonie jak po dolaniu oliwy.  
Nie miał zbędnych złudzeń, podobnie jak nie miał w zwyczaju bywać idiotą.
Ta, której wiele godzin wypatrywał wśród tłumu mieszkańców i po nocach szukał w         Konoszańskich aktach, ponownie zapadła się pod ziemię.
      A jeśli jeszcze tego nie zrobiła, niebawem uczyni to już wkrótce.
 Odwrócił się, gwałtownym marszem po korytarzach Konoszańskiego komisariatu  celebrując swoją ślepą wściekłość. Nie bacząc na zdziwione spojrzenia reszty funkcjonariuszy dopadł Działu Kryminalnego, bez litości przedzierając się przez dziesiątki wznoszących się przed nim drzwi.
  W końcu dopadł tych wyczekiwanych, pchając je z mocą i w akompaniamencie kobiecego krzyku niczym nieokiełznany żywioł wpadł do środka. Jego złość w sekundę wypełniła całe pomieszczenie zderzając się jak ogień z wodą z nienaruszonym opanowaniem Itachiego, który siedząc prosto przy swoim biurku, w napiętym milczeniu mierzył brata spojrzeniem.
Izumi stojąc w odległości którą Sasuke ocenił jako rezultat prędkiej “odskoczni”, gorejące rumieńce na twarzy tuszowała szokiem i lawiną ciemnych włosów, którymi przysłoniła twarz zapewne już w trakcie lotu.
  - Gdzie ona jest?! - syknął, uprzednio troszcząc się o to by z hukiem zamknąć za sobą drzwi. Nieszczęsne, aż zatrzęsły się w futrynie. Tynk z sufitu posypał się na czarną głowę Sasuke niczym popiół, nadając jego obliczu groteskowego wyrazu.  
  - Izumi, zostaw Nas samych.
Kobieta jakby tylko na to czekała. Z wdzięcznością skinęła głową i pośpiesznie stukając obcasami wyminęła Sasuke, znikając za drzwiami które otworzyła z nabożną wręcz ostrożnością. Obawiając się, by nie spadły jej na głowę szybko przemknęła ponad progiem, znikając.
 Stalowe spojrzenie Itachiego na nowo spoczęło na rozognionym Sasuke, który do tej pory zdołał już zmierzwić włosy pozbywając się niechcianej dekoracji.
Trwali naprzeciwko siebie w całkowitym, choć przelotnym milczeniu. Brat przeciwko bratu w mrocznej bitwie spojrzeń.
Itachi jako pierwszy rozegnał ciszę, odpowiadając ze spokojem i opanowaniem, którym się szczycił. Żaden z jego przeciwników nie wytrącił go dotąd z równowagi; nikomu nie pokazał twarzy, którą skrywał głęboko, poza zasięgiem wścibskich spojrzeń przyjaciół czy też wrogów.
  - Nakazałem jej uciekać stąd gdzie pieprz rośnie.
  - Morderczyni?!
  - Wyjaśniliśmy w toku postępowania, że nią nie była.
  - W dalszym ciągu pozostawała jednak zbiegiem i buntowniczką! - Sasuke ostatnią siłą woli powstrzymywał się, by nie wprawić wszystkich kartotek na biurku w krótki, powietrzny rejs - Jak mogłeś puścić ją wolno!
  - Właśnie dlatego, Sasuke. Siadaj! - Zniecierpliwionym kopnięciem posłał stojące naprzeciwko krzesło w stronę brata. Nogi siedziska z głośnym szuraniem pokonały dobry metr, nim silna dłoń Sasuke zatrzymała je w miejscu. Ciemnowłosy wykonał polecenie nie spuszczając Itachiego z oczu. - A teraz mnie posłuchaj. Nie wiesz bardzo wielu rzeczy, jeszcze więcej z tego nie rozumiesz. Dlatego nie mów mi co mam robić i nie wmawiaj, że dziewczyna która wiedzie spokojne życie poza naszą wioską, przyczynia się do rzeczy, o których zapewne nie ma nawet pojęcia. Buntowniczka? Czy ty sam siebie słyszysz? Która buntowniczka nie miałaby pojęcia, że Uchiha to nasze nazwisko?!
  Tutaj Sasuke musiał przyznać bratu punkt. W logicznym myśleniu Itachi nie miał sobie równych, co nie oznaczało jednak, że zawsze jego przewidywania okazały się trafne.
  - Przecież mogła bardzo dobrze kłamać! Nie trzeba być szczególnie odkrywczym by zauważyć, że coś z nią jest mocno nie tak. Jak na moje oko to bardzo dobrze wyszkolona agentka, która doskonale zdawała sobie sprawę z tego co robi i gdzie się znajduje. Jeśli w osadach buntowników więcej jest istot takich jak ona, to lada moment będziemy mieli ogromny problem. Ta dziewczyna to niezrównoważona psychicznie przestępczyni; wyglądała jak pomyleniec i tak też się zachowywała!
 Itachi odetchnął, powoli przyswajając słowa brata i sens, który płynął z jego cokolwiek hucznej wypowiedzi. Zabębnił palcami o blat, odchylając głowę.
  - Aby kontynuować tą dyskusję, najpierw musisz zapoznać się z prawidłową definicją słowa “buntownicy”, bo ja znając ją, nigdy nie nazywałbym tych wszystkich ludzi poza osadą owym określeniem.
Sasuke zdawało się, że się przesłyszał. Pochylił się, nastawiając ucho.
  - Co proszę? - Jego słowa oraz postawa zdradzały pogardę i wstręt - Chyba nie zrozumiałem.
  - Co tylko dowodzi temu, że nie dorosłeś jeszcze do tego, by nazywać się prawdziwym funkcjonariuszem, wysłannikiem prawa. Prawa, Sasuke, nie obłudy i samowoli na które daje zezwolenie nasz ojciec. Otóż, mój mały porywczy braciszku, o grupach ludzi zamieszkujących okoliczne lasy musisz wiedzieć tyle, że nie pragną oni ani rewolucji, ani władzy. Żyją swoim życiem, prowadzą własne uprawy, handel, wymianę usług. To zwykłe rodziny którym nie odpowiadało trwanie pod wieczystą kontrolą Klanu Uchiha.
  - I ty śmiesz nazywać się pierworodnym synem Władcy Klanu oraz Hokage Wioski Liścia?! - Oburzenie Sasuke nie potrafiąc znaleźć ujścia w słowach, odzwierciedlało się na jego ściągniętej w gniewie twarzy oraz spiętej postawie. Wstał, przewracając krzesło i zbliżył się do biurka, przy którym zasiadał Itachi. Ilustrował twarz brata w skupieniu, doszukując się na niej najmniejszej oznaki żalu czy cienia wstydu. W jego kamiennym obliczu odnalazł jednak jedynie upór i dumę, co niezmiernie go zirytowało. Uderzył dłonią w drewniany blat - Kurwa mać! I mówisz mi to tak spokojnie, choć zdajesz sobie sprawę, że wyrażając takie poglądy zakrawasz o zdradę stanu!
  - Powiesz ojcu? - Ciemne oczy mężczyzny były dziś nadzwyczaj poważne i srogie. Nie przysłaniała ich żadna skaza, były czyste niczym łza a jednocześnie mroczne jak najczarniejsza noc -  Powtórzysz mu wszystko, co ci teraz powiedziałem a potem wyjaśnisz, kim dokładnie była różowowłosa dziewczyna którą puściłem wolno mimo tego, że mogliśmy przecież skazać ją do mrocznych lochów Madary by tam wyznała swoje grzechy? - Niezmiernie poważny ton Itachiego zahaczał o ciężką w odbiorze ironię. - Dobrze. Zrób to, droga wolna. Śmierć w imię swoich ideałów wcale nie jest haniebną śmiercią a ja, wbrew wszystkiemu, wcale się jej nie obawiam. Jeśli mam być jedynym Uchiha, który po kres swych dni stał po stronie dobrych rządów opartych na demokracji i tolerancji, nie tyranii i dyktaturze, będzie to dla mnie zaszczytem. - Przemawiał bez zająknięcia, z każdym słowem wypędzając Sasuke w coraz większą otchłań zdezorientowania.- Bo przecież oboje dobrze wiemy, jak ojciec zareagowałby na wieść o moich działaniach na niekorzyść rodu, prawda?
  Młodszy Uchiha zawsze z całych sił stał po stronie swojej rodziny, broniąc wyznawanych przez nią prawd tak zaciekle jakby w grę wchodziły losy jego własnego życia; ze wszech miar usiłował także wypełniać wolę wymagającego ojca. Chciał być niezawodny, dokładny i nigdy nie popełniać żadnych błędów.
Tymczasem został właśnie postawiony w sytuacji, w której chcąc wypełnić zadanie względem rodziny, musiałby odwrócić się plecami do rodzonego brata. Osoby mu najbliższej, którą darzył ogromnym respektem i szacunkiem. Cóż, przynajmniej aż do tej chwili.
 Pozwolił emocjom opaść. Wziął oddech, później drugi i trzeci, a gdy i to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów po prostu uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę, względnie burząc jej gładką powierzchnię. Itachi cierpliwie przypatrywał się jego działaniom, bez trudu odgadując jak skrajne emocje targały jego głową. Jednocześnie nie miał w stosunku do niego żadnych oczekiwań; cały czas wychodził z założenia, że Sasuke zrobi z tymi informacjami to, co uważał będzie za słuszne.
Przez lata swojego życia Itachi nauczył się nie wyciągać pochopnych wniosków i nie zakładać, co może się wydarzyć, zwłaszcza, jeśli w grę wchodzą zamiary osoby karmionej kłamstwami i obłudą, martwymi ideologiami bez pokrycia i świetlnej przeszłości. Sasuke był dobrym chłopakiem, nim do reszty nie zatracił się w wartościach Klanu, za wzorzec obierając sobie osobę najmniej ku temu odpowiednią - ich własnego ojca. Marionetkę w rękach sprytnego, podstępnego Madary Uchiha.
Starszy Uchiha już dawno przejrzał na oczy, choć nie należało być do tego celu zaopatrzonym w wybitnie dobry wzrok. Wystarczyło tylko obserwować, wyciągając odpowiednie wnioski.
  - Dlaczego pozwoliłeś jej odejść? - Sasuke zszedł z tonu, na powrót siadając na krześle które uprzednio podniósł z ziemi. Jego oczy pałały niecodziennym chłodem i wtedy Itachi zrozumiał, że powoli traci swojego młodszego braciszka. W tamtym momencie już wiedział, którą stronę Sasuke uznał za odpowiednią; którą drogą będzie podążał.
Jego serce zalała fala żalu, któremu nie mógł w żaden sposób zaradzić.
Ściąganie go na siłę ze ścieżki, którą obrał byłoby brutalnym skokiem na jego tożsamość. Równie dobrze Itachi mógłby już teraz wymierzyć sobie śmiertelny cios w głowę.
  - To było najodpowiedniejsze wyjście ze wszystkich. Nadość przelano już krwii, by spuszczając ją i z tej niczego winnej dziewczyny. Sakura znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie i, zapewniam Cię, zapłaciła za to bardzo wysoką cenę. Pomogłem jej wydostać się z pułapki, w której się znalazła. Puściłem ją niczym podle schwytane w niewolę zwierzątko, na wolność, wprost do lasu, gdzie jej miejsce
  - Powiedz mi, Itachi, skąd w Tobie tyle empatii względem niej? - Sasuke zmarszczył brwii, nie pokazując po sobie jak drażni go łatwość, z jaką Itachi wypowiada te obłudne słowa, będące pogwałceniem wszystkich praw, którymi rządził się ten kraj - Spodobała Ci się? Nie wiem, widzisz w niej ofiarę, którą trzeba obronić?
  - Cóż… - Zamyślił się, odchylając w fotelu. Fala wspomnień zalała jego głowę, przywodząc na usta melancholijny uśmiech - … raczej małą, bezbronną dziewczynę.
  - Ona? Bezbronna? - Sasuke niemal wypluł te słowa, zdeptał je i zakopał głęboko pod ziemią - Chyba nie wiesz, co mówisz. Z resztą, wcale się nie dziwię. Ze wszystkich osób Ty trzymałeś się najdalej od tych jej krwiożerczych pazurków, nic więc nie wiesz, do czego są zdolne.
  - W strachu różne osoby robią różne rzeczy. Jeszcze się o tym przekonasz.
  - Nie sądzę - Sasuke powstał na równe nogi po czym rzucając bratu ostatnie, lodowate spojrzenie odwrócił się z zamiarem wyjścia. Zamarł z ręką zaciśniętą na klamce - Już raz ją złapałem, drugi raz nie będzie dla mnie żadnym wyzwaniem. Czy tego chcesz czy nie, ta mała i tak, prędzej czy później, wyląduje na stryczku a ja osobiście ją do niego odprowadzę. Schwytam ją, choćby miało zależeć od tego moje życie a wtedy dobrze przekona się, wszyscy się przekonacie, do czego tak naprawdę jestem zdolny.
  Wyszedł, zostawiając po sobie echo pozbawionej litości deklaracji. Groźby grzmiały w głowie Itachiego, nastręczając go mrocznymi wizjami. I choć nie chciał się do tego przyznać, bał się, ale już nie tylko o tę nieszczęsną, nieświadomą nadciągającego zagrożenia istotę.
  Jego braciszek, ten sam, który zawsze z taką empatią opatrywał skrzydła rannych ptaków, teraz miał zamiar obrywać je z piór, na zawsze pozbawiając możliwości lotu.

                                                                  ***

    Tego dnia Sasuke wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zignorował matkę, której zaniepokojone spojrzenie towarzyszyło mu począwszy od wejścia do posiadłości, aż do zamknięcia się w swoim pokoju.
Musiał pomyśleć, określić plan a przede wszystkim odpocząć. Konfrontacja z Itachim wypłukała go z wszelkich sił, lecz wcale nie to tak zajmowało właśnie jego myśli.  
  Dopiero teraz, kiedy ciężar odnalezienia tajemniczej kobiety i upewniania się, że przyjmuje ona postać nie eteryczną, lecz materialną, opadł z jego barków, odczuł, jak bardzo był udręczony świadomością istnienia kogoś, kto ukrywał się przed całą resztą świata - a kogo dostrzegał tylko on.
Los sprzyjał jego poszukiwaniom aż do tego momentu. Itachi przerwał szczęśliwą passę, tylko dlatego, że jego duch okazał się nie dość mocny, by przyjąć to z odpowiednią dozą honoru i godności.
W imieniu każdego policjanta Konohy winno być dowiedzenie się, kim jest i gdzie na co dzień przebywa zdziczała amazonka. Sasuke był w stanie postawić na szali swoją odznakę, byleby ukończyć powierzone sobie zadanie.
  Intuicyjnie traktował tą kobietę w kategoriach bardzo zorganizowanej i sprytnej przestępczyni. Oczami wyobraźni widział, jak z dzikim okrzykiem napada na kupieckie wozy, grabiąc je z cennych kosztowności; jak atakuje każdego śmiałka, który odważył się zapędzić w głębsze części lasu. Chłopak w głębi duszy obwiniał ją o wszystko.
Nie potrafił tylko pojąć, dlaczego nikt inny nie podzielał jego obaw.
   I wtedy jakaś nieznośna myśl kazała mu sięgnąć dłonią do kieszeni kamizelki. Jego palce szybko odnalazły papierową strukturę, którą uniósł z ziemi na krótko po starciu z szaloną dziewczyną. Teraz obserwował plik pomiętych kartek w konsternacji.
Poprzez natłok wrażeń udało mu się zapomnieć o owym cennym znalezisku. Teraz zaś, zdawać by się mogło, odnalazł ich sens. I nawet zlep bezsensownych słów i cyfr wydawał się Sasuke bez żadnego znaczenia.  
  - To twoja zguba, czyż nie? - mruknął w zdumieniu, czując, jak powoli ogarnia go okrutna w wyrazie satysfakcja. - A więc jeszcze się spotkamy, droga Sakuro

                                                                       ***
  
    Ostatnie, jasne promienie letniego słońca wytrwale przedzierały się poprzez gęste korony drzew, wyczerpującą wędrówkę między wznoszącymi się ku górze liśćmi oraz gałęźmi, pieczętując opadając subtelnie na alabastrową skórę beztrosko wylegującej się kobiety. Jej młode ciało wdzięcznie przyjmowało każdy podarowany blask.
  Ciepło rozchodziło się kojąco po zmęczonych członach i obolałych mięśniach istoty, regenerując barbarzyńsko utracone siły.
Poruszyła się delikatnie, wystawiając nagie ciało na większą ekspozycję dobroczynnego słońca. A ono ochoczo przyjęło jej dar, obficie zalewając swym dobrem każde zsiniałe i naruszone miejsce.
   Kobieta spała, w odpoczynku odnajdując spokój ducha.
  Oddech miała powolny i głęboki, twarz zmrożoną w błogim wyrazie. Ręce, które ucierpiały najdotkliwiej w starciu z napastnikami  z początku owinięte czystymi bandażami, teraz zwisały luźno z kamienia, na którym spoczęła. Czerwień odsłoniętej w wyniku szarpnięcia warstwy podskórnej kontrastowała z jej mleczną cerą.
  Naruto zadbał o jej obrażenia wyjątkowo skrupulatnie gdy tylko oboje znaleźli się w bezpiecznej odległości od wioski, jej mrocznego cienia i wszystkiego złego, z czym ta się wiąże. Chłopaczyna wyczyścił, zdezynfekował a następnie opatrzył pozbawione skóry odcinki na jej nadgarstkach oraz dłoniach, licząc na to, że stworzenie zrozumie cel jego działań i nie zaprzepaści ich przy pierwszej nadarzającej się okazji.
 Uzumaki mimo paroletniej przerwy w znajomości nigdy nie zapomniał, jak osobliwym człowiekiem była Sakura. Dziewczyna nie respektowała żadnych zasad i nieświadomie łamała wszelkie konwenanse. Ona przywykła do radzenia sobie z różnymi sytuacjami na swój własny sposób.
Dlatego bandaże porzuciła gdzieś w głębi lasu, nim jeszcze Naruto zdołał całkiem zniknąć z horyzontu, uprzednio ostrzegając ją, żeby nigdy więcej nie zbliżała się do granic osady, w której nie może spotkać ją nic dobrego.
   Zbłąkany liść opadł na zaróżowione policzki kobiety, czułym dotykiem budząc ją ze snu.
 Podniosła się rozciągając leniwie i zmuszając zastałe mięśnie do odrobiny wysiłku.
Sakura nie przejmowała się rwącym bólem, była ponadto, żyjąc życiem, które prowadziła nieprzerwalnie od lat. Niczym zwierzę, choć stosunkowo niewielkie i wyzbyte cech pomocnych w zdobywaniu pokarmu czy szukaniu schronienia, radziła sobie tak, jak potrafiła najlepiej, zawierzając całej sobie zawsze i wszędzie. Powoli opuściła kamień na którym się wygrzewała, bose stopy kładąc na trawiastym podłożu.
   Spojrzała w górę, prosto w oślepiające ją słońce.
To, co stało się kilka godzin wcześniej nie miało już żadnego znaczenia. Nie poświęciła tym chwilom ani jednej myśli.
 - Dalej się gniewasz, Dziewczynko? - wyszeptała.
Na zawsze zaprzepaściła święte notatki. Nie zasługiwała na wybaczenie.
Zatrzęsła się, nie z zimna, lecz z żalu, aby po chwili czujnie nadstawić uszu. Gdzieś w głuszy gęstwiny coś przemówiło. Głośny warkot wzburzył do szalonego lotu osiadłe na drzewach ptaki i…
Nim trzepot ich skrzydeł na dobre rozległ się po lesie, jej już nie było.
    Pozostał tylko kamień i ostatnie promienie słońca, które zabrała po chwili pewna chciwa chmura.

  ***

  - Świat idzie do przodu, Szanowny Hokage. Zamykanie Jinchuurikich i trzymanie ich pod wieczną obserwacją wyszło z mody, zdaje się, już za czasów Trzeciego.
  - Nie wymawiaj przy mnie tytułów tych ludzi. Wioska dawno zapomniała już o ich istnieniu, ty również winny jesteś w końcu to uczynić. - zagroził przywódca, choć przez jego wykutą w lodowatym wyrazie twarz nie spłyneła żadna negatywna emocja. Fugaku utrzymywał wyprostowaną pozycję ciała, sztywno napinając ramiona. Dumnie zasiadał u biurka w swoim gabinecie - Szanowałem Ciebie i Twoje umiejętności jako shinobi, do czasu, aż nie postanowiłeś za naszymi plecami wywieźć z wioski chłopaka z demonem. Powinienem Cię za to stracić.
Jiraiya założył muskularne ramiona na piersi, stając przed obliczem władcy w pół rozkroku. Zmrużone powieki sugerowały o wytężonej grze myśli i maksymalnym poziomie skupienia.
  - Nie masz ku temu żadnych podstaw, Wasza Czcigodność.
  - Jestem tutaj panem. Królem! - Szeroko rozpostarte ręce bezwstydnie obejmowały rozległe tereny Konohy, znajdujące się za jego plecami. Uchiha rozłożystym, pozbawionym krzty wyrachowania gestem brał je wszystkie w posiadanie, na kształ swojej własności  - Nie potrzebuję powodu, by odebrać życie zdrajcy, którym jesteś choć zasłaniasz się szlachetnymi powodami. Naczynie Kyuubiego to nasza własność i tylko my, Klan Uchiha mamy prawo dysponować jego zasobami!
  - To dość zabawne patrzeć, jak z coraz większą łatwością zagrabiacie rzeczy, które nigdy nie stały się waszą zasługą - Zimne oblicze Fugaku przecięła brudna skaza. Mężczyzna posłał Jiraiyi nieme ostrzeżenie, ten jednak nie należał do byle jakich młokosów, drżących pod naporem nieznacznej reprymendy. Stąpał po tej ziemi dostatecznie długo, by nie lękać się byle dyktatora. - Historia Konohy nie obejmuje ani jednej chluby Klanu Uchiha. Nie potrafiliście poradzić sobie z atakiem Kyuubiego na wioskę, później wykorzystując tylko osłabienie spowodowane zdziesiątkowaniem ludności. Władzę przyjęliście tak, jak wyglądają teraz wasze rządy. Siłą i brutalnością. Możecie próbować prać historię, wciskając młodym swoje sfałszowane ideologię, na tej ziemi wciąż żyją jednak osoby, które pamiętają tamten dzień. - Mówiąc to, zbliżył się do biurka, świadom złości którą wywołał u przywódcy. Nie uląkł się pod naporem wściekłego spojrzenia kipiącego Sharinganem, brnąc dalej w ogień który świadomie zaprószył. - Nie ważne, kogo zastraszycie, jak zabijecie, czym zmanipulujecie. Zawsze znajdzie się ktoś, zdolny podważyć fundament na którym zbudowaliście swoje imperium. Wasze ma ściany ze strachu, podłogę zaś z przelanej przez lata krwii.
  - Dosyć! - Uderzenie w biurko i dźwięk, który wówczas wypełnił pomieszczenie wcale nie powstrzymał toku dalszej konwersacji. Tym samym działa się rzecz niezwykła, która nie zwykła odwiedzać granic głównego budynku osady. Niepodporządkowanie się z reguły nie było mile widzianym gościem u odzianych w pychę i samochwałę gospodarzy. Przywódca Klanu Uchiha a zarazem Głowa Wioski boleśnie zderzył się z przeciwnikiem, któremu nie mógł zagrozić.
W obecnych czasach, to właśnie Mędrzec znajdował się w czołówce najsilniejszych shinobich Konohy oraz kto wie, może i całego świata ninja. Wchodzenie z nim na wojenny szlak było ze wszech miar nieodpowiednie oraz, z punktu widzenia strategicznego, niezbyt sensowne.  
Była to jedna rzecz, która skutecznie powstrzymywała Uchihe przed radykalniejszymi sposobami poczynienia kresu jego szaleństwom i bezprawiu.
   - Zanim powiesz cokolwiek, Szanowny Fugaku wiedz, że nie zamierzam robić nic co zaszkodziłoby twoim wpływom.
  - Wracasz po tylu latach ze skradzionym łupem w postaci Naczynia Demona, wchodzisz bez uprzednich zapowiedzi do mojego prywatnego gabinetu, a na końcu śmiesz czynić mi i mojej rodzinie jawne impertynencje! - wyrecytował gniewnie - Powinienem teraz skrócić cię o głowę, ty głupi starcze!
Fugaku nie był na tyle niemądrym, by nie zdawać sobie sprawy z tego, jak jego wyeliminowanie wpłynęłoby na politykę zewnętrzną Liścia, w tym na sposób, w jaki postrzegani byli jako kraj przez inne mocarstwa, jednak wyrabiane przez lata przyzwyczajenia sprawiły, że bez chwili zawahania posłużył się groźbą.
 Odpowiedziało mu zmarszczenie krzaczastych, siwych brwii
  - Ale tego nie zrobisz. - przemówił spokojnym tonem - Nie zrobisz, bo chcesz czy nie, nie jesteście w stanie zagrozić ani mi, ani mojemu uczniowi. Nazywa się Naruto i nie jest dla wioski żadnych niebezpieczeństwem. To dobry chłopak, jeśli zaś chodzi o lisa, zadbałem, by nie sprawiał niepotrzebnych kłopotów.
 Tym razem to Hokage wydał się skonfundowany. W ciemne oczy wdał się zdradziecko wyraz zadumy
  - Co uczyniłeś? - Ton, którym się posłużył bardzo daleki był od wszelkich pozytywnych intonacji; prawdę mówiąc, niewiele wspólnego miał również z szarą neutralnością.
Mężczyzna powstał z zajmowanego miejsca i wolno stawiając kroki, stanął przy jednym z okien wychodzących na wioskę. W milczeniu założył ramiona na szerokiej piersi, patrząc i słuchając zarazem. Surowe spojrzenie wertowało uliczki osady, doszukując się szeptanych w mroku spisków i planowanych złorzeczeń.
  - Wzmocniłem pieczęć Trybem Mędrca, by żadnemu z was nie wpadło do głowy skorzystać pewnego dnia z mocy dziewięcioogoniastego.
Wypowiedziane słowa były niczym kamień, który wrzucony w spokojną taflę wody wywołuję zaledwie sekundowe zamieszanie burząc wszystko, po czym bez odwrotu przepada, a jego miejsce zastępuję dojmująca cisza.
  Fugaku nie powiedział nic, a gdy wreszcie się odezwał, jego głos był niczym zmrożony arktycznym lodem. Przez zaciśnięte zęby przedzierała się złość, oraz to, czego nie dane mu było odczuć, odkąd tylko przejął władzę, zyskując kontrolę nad każdym aspektem życia gospodarczego, ekonomicznego i politycznego Konohy.
Zdołał już zapomnieć, jak cierpki był posmak bezsilności, gdy to, czego szczerze pragniemy nie pokrywa się z tym, co faktycznie możemy uczynić. Spowiła go mroczna szata gniewu, którego nie sposób było wyładować.
Jirayia był zbyt wpływowy i nader potężny, by zamknąć go w areszcie za jawne bezczeszczenie Broni Konohy, potocznie zwanej po prostu Naruto.
  - Moi funkcjonariuszę odprowadzą Cię do bramy wioski. Wynoś się stąd, zanim zmienię zdanie.
  Hokage dobitnie i nie bez wściekłego żalu zdawał sobie sprawę, że przedmiotowe traktowanie jinchuurikich bezkreśnie zanikało wśród otaczających Kraj Ognia mocarstw. Nie mógł więc liczyć na zrozumienie i wcale o nie nie zabiegał, byłby jednak głupcem, gdyby wbrew powszechnym informacją, impertynencko usiłował zemścić się na Mędrcu który jedynie wzmocnił pieczęć bestii, by ta nie wydostała się poza ciało naczynia. W nowej erze każdy inny Kage respektowałby owy gest. Żaden nie zesłałby Jiraiyi na pewną śmierć, tak, jak on miał ochotę to uczynić choćby i zaraz.
  Z drugiej zaś strony, choć rzadko przejmował się opiniami państw graniczących, Fugaku tym razem fizycznie najprościej nie mógł pozwolić sobie na jakikolwiek zewnętrzny konflikt. Niedługo rozpoczną się rozmowy z Krajem Piasku, w sprawie rozwoju tras handlowych na pustyniach oraz zmniejszeniu cła za przekroczenie granicy. Mężczyzna gorzko zdawał sobie sprawę, że do tego czasu musiał, jako władca, pozostać bez skazy.
   Długo jeszcze milczał, tłumiąc wściekłość w zarodku nim w końcu Jiraya opuścił biuro, skąd natychmiast przejęła go para podrzędnych policjantów, sprawujących tego poranka warte u wrót drzwi królestwa Hokage.
   - Podstępny ropuch! - rzucił w przestrzeń, nie mogąc opanować wściekłości na samą myśl o tym, jak przebiegle obszedł się z nimi ten knujący, głupi w swej pewności, stary mędrzec! Za kogo on się uważał, szydził nieustannie, choć żadne słowo nie wydostało się spod do bladości zaciśniętych warg.
 Starzec zaprzepaścił wszystkie ich plany. Madara będzie okrutnie niepocieszony.

***

     Zapomniał. Na śmierć o tym zapomniał, a jednak gdy matka spytała się o to po raz kolejny, po prostu skinał głowa.
  - Tak, pamiętam.
  - Wobec tego mogę liczyć na to, że jutro wyjątkowo zjawisz się wcześniej w domu i należycie przygotujesz do spotkania z Panienką Hinatą?
Sasuke starał się stłamsić nerwowe westchnienie, świst który wydostał się z jego nozdrzy, przeczył jednakże raczej pokojowym zamierzeniom.
  -Wiesz, że mam teraz bardzo dużo pracy.
Mikoto spojrzała na syna z przyganą
  - Pielęgnowanie przedmałżeńskich stosunków to również Twój obowiązek, mój drogi! Czy zdajesz sobie sprawę, jak poczuje się ta biedna dziewczyna gdy tak po prostu zlekceważysz rodzinną kolację w jej domu?
  - Hinata byłaby równie obojętna, gdybym padł trupem u jej stóp śmiertelnie ugodzony strzałą. Zapewniam cię, że moja obecność przy stole jest jej całkowicie zbyteczna. Podobnie jak ja, zgodziła się na ten mariaż tylko ze względu na nacisk ojca, by poprzez małżeństwo poprawić stosunki między naszymi rodzinami.
 Ciemnowłosa kobieta a jego matka uparcie splotła ramiona na piersi spoglądając na swoje dziecko z czymś, czego Sasuke nie potrafił słownie zidentyfikować ale podświadomie kojarzyło mu się to ze współczuciem.
  - Jestem przekonana, że to co mówisz, jest jedynie całkiem wymyślną próbą naigrywania się ze mnie. W twoje podejście mogę co prawda uwierzyć, bo od samego początku byłeś nastawiony bardzo neutralnie ale proszę, nie wmawiaj mi, że Panienka Hinata jest bezpłciową, nudną kłodą! To kochana dziewczyna, która bardzo przejmuje się tym, co uważają o niej inni.
 - Co dowodzi temu, że na dodatek jest również próżna.
 - Młody człowieku, apeluję o umiar we władaniu podobnymi osądami. Spędź z nią chwilę jutrzejszego dnia i postaraj się nie patrzeć na nią, jak na ekranizację którą widziałeś już dziesiątki razy a która w ogóle cię nie śmieszy. Zapewniam Cię, że wówczas zobaczysz ją w zupełnie innym świetle.  
   Hinata, choćby skąpana naraz we wszelkich blaskach tego świata, nie byłaby dla niego nawet w połowie tak interesująca, jak postać różowowłosej amazonki, z którą zetknął się zaledwie dwa razy, a która swoją osobą natchnęła go w przeciągu kilku dób zarówno wielką ekscytacją jak i niepomiernym gniewem.
Sasuke był święcie przekonany i dałby wyrwać sobie za to połowę swoich włosów, że raczej bezbarwna i mdła postać jego narzeczonej, Hinaty Hyuugi nie wywoła u niego tak skrajnych emocji w ciągu całego życia, które przyjdzie im spędzić u swojego boku.
   Postać tajemniczej Sakury była intrygującą zagadką, Dziedziczka Hyuuga zaś jedynie mdłym dodatkiem do każdego obiadu, który spożywa się nie ze smakiem, lecz z grzeczności by nie urazić uczuć gospodarza.
  Opamiętał się z podobnych myśli nim w ogóle zdołał pojąć ich pierwotne znaczenie, naraz usiłując zrobić krok do przodu i zatrzymując się. Wysoka postać matki ponownie tego dnia zagrodziła mu drogę.
  - Obiecaj mi, że zjawisz się punktualnie oraz, że nie przyniesiesz wstydu ani mi, ani twojemu ojcu, ignorując tą nieszczęsną dziewczynę.
Sasuke spojrzał na kobietę z irytacją, powoli znajdującą odzwierciedlenie w jego tonie.
  - Urządzamy podobne, zapoznawcze kolację od kiedy oboje z Hyuugą skończyliśmy po 10 lat, dlaczego więc teraz, po blisko 9 latach wymagasz ode mnie, żebym się zaangażował? Miałem nadość czasu by przekonać się, że z Hinatą nie łączy nas nic, prócz zawartego układu. - Wyciągnął rękę i siłą strącił matkę na bok, do reszty tracąc cierpliwość. Co w nich wszystkich dziś wstąpiło, myślał nieustannie, zgrzytając zębami - A jeśli obawiasz się, że zerwę umowę to możesz być spokojna. Wywiąże się z zadania, które przypisał mi ojciec, choćbym miał spłodzić całą armię Uchiha władających Byakuganem.
  Spodziewał się po matce wielu reakcji, od oburzenia po zdziwienie włącznie, nigdy jednak nie przypuścił by, że Mikoto zaniesie się tak perlistym śmiechem. Zastanawiał się, która część wypowiedzianego zdania zakrawała o tak dobry kawał.
   - Kochany synu, to zupełnie nie rozumiesz, o co mi chodzi! - Mówiąc to, ujęła troskliwie twarz Sasuke zbliżając się na odległość, która dla dziewiętnastolatka była już niebanalnym skokiem na strefę prywatności - Jedyne, czego dla Ciebie pragnę to szczerego związku, którego podstawą będzie zaufanie i przyjaźń, a codziennym napędem po prostu miłość. Jeśli oznajmisz mi pewnego dnia, że Hinata jest kobietą Twojego życia, moje serce będzie radować się bez końca. Jednakże, gdybyś kiedyś zażądał rozwiązania umowy ze względu na inną dziewczynę, którą bezgranicznie pokochasz, wiedz, że nie będę miała ci niczego za złe. Wspieram Cię synku i ze wszystkich sił pragnę dać Ci to, czego ja mieć nie mogłam.
  Gdy milczał, wpatrując się pusto w jej twarz, dodała:
  - Wyboru. - Pokiwała powoli głową - Nie ważne, co powiedziałby twój ojciec; nie ważne, jak bardzo by się zagniewał. Jego złość nie mogłaby przecież trwać wiecznie. Ty i tylko Ty możesz zadecydować o swoim szczęściu, ono z kolei zaważy o jakości twojego życia. Pamiętaj o tym.
  - Uderzyłaś się dzisiaj w głowę? - Zaczął bezceremonialnie, dumny, że w pierwszym odruchu nie postanowił popukać wymownie po matczynym czole. Kto by pomyślał, że jego rodzicielka mogła wygadywać takie głupstwa żyjąc w tych samych czasach, co on i wiedząc o wiele więcej, od niego.
 Aura mrocznych wyznań wisiała w powietrzu, skoro druga z najbliższych mu osób postanawia wyrażać podobne, dobroczynne herezje! I to w odstępie zarówno paru godzin! - Nie przyniosę naszej rodzinie takiej hańby! Nie sugeruj podobnych rzeczy już nigdy więcej, rozumiesz? Powinnaś się wstydzić. Jak możesz nie popierać działań ojca i za jego plecami, prowadzić swoją politykę? W dodatku tak otwarcie, bez skrępowania?!  - Sasuke zmarszczył gniewnie brwii po części nadal nie wierząc w to, co przed momentem dane mu było usłyszeć. Mikoto pozwoliła sobie na dorodną setkę bzdur. Uchiha intuicyjnie starał się usprawiedliwić jej rażące zachowanie, brak mu było jednak powodów, dla których mogłaby tak jawnie przeciwstawić się woli swojego męża i zarazem władcy. Jego słowo winno być święte. Czy też on, Sasuke, musiał jej to tłumaczyć?
Z odrazą odsunął rękę, którą do niego wyciągnęła i ruszył przed siebie, ostentacyjnie mijając jej zgarbioną sylwetkę. W progu domu zatrzymał się jednak, oglądając przez ramię.
  - Nie ma w moim życiu miejsca na miłość, czymkolwiek ją nazywasz. Wychodzę.
Gdyby Sasuke nie potrafił zapanować nad sobą i powstrzymać buzujących w nim emocji, opuszczając posiadłość trzasnął by drzwiami. Tego wieczoru jednak narodził się ze świadomością nie pozwalania nikomu nader łatwo wyprowadzić się z równowagi, tak, jak miało to miejsce w gabinecie Itachiego.
Przy spotkaniu z amazonką również otrzymał swoistą, gorzką lekcję pokory; analizując swoje zachowanie doszedł do sprawiedliwego wniosku, że istotnie, w paru momentach zachował się karygodnie, w sposób ze wszech miar nieprofesjonalny.
A na to nie mógł sobie pozwolić. Nie, kiedy w grę wchodziło schwytanie jej ponownie...
  - Piękna przemowa, mamo. - Itachi wyłonił się zza rogu, nieskrępowany, że tym samym przyznaje się do podsłuchiwania ich rozmowy. Stanął przy boku kobiety, wpatrując się w miejsce, w którym kilka chwil temu stał jego młodszy brat.
   Wiedział o jego prawdziwych odczuciach; czuł, jak bardzo wydarzenia dzisiejszego dnia wpłynęły na jego samopoczucie, jak bardzo jest przez to zdezorientowany i wewnętrznie, emocjonalnie zagubiony.
Mimo pozornie spokojnego wyrazu twarzy, chakra Sasuke buzowała niczym gotujący się wrzątek, będąc tym samym łatwo wyczuwalną nawet z odległości kilku mil. Itachi uśmiechnął się kącikiem ust, lecz był to smutny uśmiech
   - Ze wszech miar pragnę, by wszystko co przed chwilą powiedziałaś, mogło kiedykolwiek stać się prawdą bez żadnych przykrych konsekwencji. Ale oboje dobrze wiemy, że to się nie zdarzy. To wszystko, cała nasza rodzina, wszyscy zmierzamy w bardzo złym kierunku.
  Mikoto obdarzyła syna ciepłym spojrzeniem i zebrawszy się w sobie, przelotnie położyła swoją spracowaną rękę na jego ramieniu.
 - Idziemy tą drogą od wieków, synu. Konflikty i spory nie są nam obce. - Poprawiła fartuch opasający jej biodra, ciaśniej zawiązując go na plecach - Hej, nie rób takiej zmartwionej miny. Na własne oczy widziałam już kilka rewolucji. Kolejna nie zrobi na mnie żadnego wrażenia. Chodź, mój drogi. Kolacja będzie gotowa za kilka chwil.
Mężczyzna ani drgnął, mimo wyraźnego zamiaru rodzicielki by wpędzić go do kuchni.
  - A co z Sasuke?
  - Teraz jeszcze tego nie rozumie. - Oblicze Mikoto rozświetliło się, a ona sama sprawiała wrażenie osoby, która zdołała zapomnieć wszystkie przykre słowa, którymi obarczyło ją jej własne, ukochane dziecko zaledwie przed minutą - Ja jednak jestem jego matką i w kościach czuję, że niedługo coś zatrzęsie życiem, które prowadzi. My nie zmienimy jego świata, coś jednak może sprawić, że to on zmieni się dla niego. Rozumiesz?
Itachi spojrzał na nią z ukosa, chcąc nie chcąc uśmiechając się ze spokojem

AUT:
O
KURDE
BLASZKA.
Nie spodziewałabym się, że pojawię się tutaj TAK szybko po zakończeniu poprzedniego bloga.
Wiem, ze wracanie po takim czasie do tej opowieści jest trudne nie tylko dla mnie, dla także dla was - czytelników. Zapewne po raz kolejny będziecie musieli wrócić do poprzednich rozdziałów jednym okiem.
 
   Co do technicznej jakości wykonania rozdziału - średnio to widzę. To znaczy, ciężko mi wkomponować się w atmosferę i styl, towarzyszący poprzednim częścią. Zdaje mi się, że znacząco odbiegam od tamtejszych standardów.
   Liczę na to, że wkrótce moje sił powrócą, a ja będę mogła cieszyć się odpowiednio poprowadzoną historią. Póki co jest jak jest.
Mam tylko nadzieję, że nie zatraciłam tamtych umiejętności oraz tamtego pomysłu.
Będzie lepiej, na pewno :)

Pozdrawiam Was
I witam znów!
Temira :)

10 komentarzy:

  1. Tak się cieszę że będziesz pisać te opowiadanie dawno czytałam i mi się podobała więc czekam na next i życzę dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeeee!
    W końcu! Doczekałam się! Aż mi serce drgnęło!
    Jest nowy wpis!
    Kochana, nie sądzę żeby odstęp czasu coś zmienił, wręcz przeciwnie, dodał świeżego powiewu! Zresztą tak bardzo się ciesze z kontynuacji, że nawet gdybyś w każdym wyrazie sadziła ortografem to bym przeczytała! Serio! <3

    Pozdrawiam Cię i ściskam! <3

    Ps. U mnie pojawił się nowy wpis :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No ijestem na bieżąco. :D
    Historia naprawdę mi się spodobała, zastanawiam się, czy nie poinnaś bardziej siedzieć w fantastyce niż ficzkach Naruto, serio. :D
    Miałaś długą przerwę i widać zmianę w stylu, na lepsze. ;) A Sasuke dalej ma zamiary wobec Sakury i zapewne nie będą zbyt mile, dziad jeden. :D
    Uwielbiam u ciebie Mikoto ^^
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy będzie rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  5. Co.Tu.Się.Odpierdziela?! I ja o niczym nie wiem? O Ty cholero nikczemna, jak dobrze, że postanowiłam zrobić gadżet z obserwowanymi blogami i zobaczyłam, że dwa tygodnie temu coś dodałaś xD
    Ale przeczytam dopiero jutro, dziś idę lulu. Buźka~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na sam początek wezmę na celownik postacie poboczne.

      Jiraiya jest taki, jakim zawsze sobie go wyobrażam. Dobry z niego człowiek. Umie postawić na swoim, nie będzie się bał jakiegoś samozwańczego(?) Hokage. No właśnie, Fugaku został wybrany na przywódce, czy przejęli siłą wioskę? Kurcze, nie pamiętam, przepraszam :c

      Fugaku kanonicznie był jednak spoko gościem. Przecież nie chciał używać swojego mangekyo, żeby inni członkowie się nie dowiedzieli i nie zmusili go do użycia go przeciwko wiosce (o ile dobrze pamiętam). Ale też zawsze wyobrażam, piszę o nim itp jako o despocie pragnącym władzy. Nie wiem, to tak bardzo pasuje do niego i tej sytuacji :D

      Mikoto była cudowna. Pokazałaś ją jak prawdziwą matkę, która stanie po stronie swojego dziecka cokolwiek by się działo. Czytając jej słowa pomyślałam, że to właśnie w dużej mierze dzięki niej i jej wychowaniu Itachi stał się taką osobą. Z Sasuke jej się nie udało, bo najwyraźniej był za bardzo podatny na wpływy ojca i klanu.

      Itachi, ach Itachi~ Ja wiem, że kanonicznie także był pacyfistą i robił wszystko dla dobra wioski, ale zawsze jak o tym czytam, to się rozpływam. Twardo dał do zrozumienia Sasuke, że nawet w obliczu kary, śmierci nie porzuci swoich przekonań. Nigdy rodzina fanatyków i rządy absolutne jego ojca nie będą ważniejsze od ludzi żyjących w wiosce, od cywili. Może, obiektywnie patrząc, trochę nie fair było postawienie swojego brata w sytuacji, gdzie musiał wybierać między ojcem, a swoim aniki. Jednak! Mam wrażenie, że gdyby nie wyklarował tego dobitnie dla Sasuke ten, niewiele myśląc, pobiegłby do ojca lub jakiegoś wyższego rangą oficera i chciał wszystko wyjaśnić. Doścignąć ofiarę, która mu umknęła, wybielić swoje winy, udowodnić, ze to nie on zawinił.

      Sasuke jest zagubiony (staram się gryźć się w język jbc xD). Nie napisze o nim wiele, bo moja ocena wciąż się waha.

      Ahhhh! Sama nie wiem co myśleć o Sakurze. Wcześniej wyobrażałam sobie ją jako jakąś "dziką" pozostałość po zapomnianym klanie żyjącym blisko natury albo że była dzieckiem porzuconym w leśnych głębinach itp. No wiesz, próbowałam sobie to jakoś wytłumaczyć. Ale w tym rozdziale miałam wrażenie, że jednak pamięta życie w innym środowisku. Nie wiem, może były to mylę odczucia, bo bazując na poprzedni rozdziale:
      "- Pełna nazwa brzmi Itachi Uchiha.
      - Nie rozumiem tych zasad - mówiła"
      nie za bardzo wie o co chodzi w tym "realnym" życiu. Albo po prostu zapomniała. Trudno orzec.
      No i oczywiście fragment:
      "- Dalej się gniewasz, Dziewczynko? - wyszeptała."
      Omg! Jakiś mistycyzm wbija chyba :3

      Cieszę się, że tak szybko znów zaczęłaś pisać ^^

      Usuń
    2. Nie traktuj tego na poważnie. Mam dziś dziwny humor, a to że o niczym mi nie powiedziałaś jednak nie pozostawię bez odzewu Ty cholero jedna xD


      Temira przeszła w wyznaczone miejsce. To dziwne, że została wezwane przez nią tak nagle. Biuro Sayuri wyglądało dziwnie. Wszystkie meble były czarne, ściany szare, a światło biegnące z jarzeniówek białe. Jak w czarno-białym kryminale z lat pięćdziesiątych. Tylko duży, różowy jednorożec na ścianie burzył mroczny klimat. Chociaż... Jeśli spojrzało mu się głęboko w oczy, było widać w nich bezdenną pustkę.
      - Dostałaś moją wiadomość?
      - Dlatego tu jestem.
      Temira popatrzyła na telegram nadany dzisiejszego ranka. "PRZYJDŹ SZYBKO (STOP) NIECH NIKT CIĘ NIE ŚLEDZI (STOP) PRZYNIEŚ BAJGLE". Ale... Coś tu się nie zgadzało. Młoda kobieta zmrużyła oczy jeszcze wnikliwiej przyglądając się kawałkowi papieru.
      - Dlaczego jest napisany kredką?
      - To nic, czym powinnaś się interesować, dziewczyno - warknęła Sayuri.
      Jej niebieskie oczy były szalone. Temira z trudem przełknęła ślinę. Pomyślała, ze popełniła błąd przychodząc bez obstawy.
      - Zapomniałaś o mnie - szepnęła, a jej twarz stała się nieruchoma. - O niczym mi nie powiedziałaś! - jej głos zadrżał. Temira zrozumiała, że Sayuri walczyła, aby szloch nią nie zawładną.
      - Przecież... Obserwowałaś tego bloga, no nie?
      - Przecież wiesz, że jestem taka nieporadna! Patrzę tylko w spam i na aktywne blogi, skąd miałam wiedzieć, że wrócisz tu po dwóch latach! D:>
      Szloch nią wstrząsną i zwinęła się w małą kuleczkę. Temira patrzyła na jej skuloną sylwetkę. Położyła na niej bajgla. Nie mogła zrobić więcej.

      Usuń
    3. Hahahahahaha położyła na niej bajgla XDDDDD Hahahahahaha XD
      Od dziś na pocieszenie będę kładła na ludzi bajgle XD I bułki XD

      Nie mam teraz za dużo czasu! A więc odpiszę jutro!

      Usuń
    4. A więc odpisuję! A trochę mi to zajęło... Niestety, znowu jestem na Holenderskiej banicji XD Zajęta robotą nie mam czasu nawet się po głowie podrapać, wiesz jak jest.

      W każdym razie zaczynając od początku, to ja totalnie nie pomyślałam nawet przez chwile żeby cie poinformować XD Może to dlatego, że masz tego blogaszka w obserwowanych a ja to na obserwowanych zawsze się wzoruje i ze 3 razy dziennie tam zaglądam. Toteż myślałam, że ty też.. cóż :C Hehe. Wybaczyć mu musisz.
      Ckliwa historyjka tylko umocniła mnie w tym, że bardzo mi żal i głupio. Na prawdę! Musisz mi uwierzyć! Nastepna notka będzie z dedykacją dla Ciebie!
      Zobaczysz - zrozumiesz!

      Odpowiadając na twe pytanie - on sobie tą władzę przywłaszczył tylko dla siebie. Nikt go do tego nie wybierał.
      Ale o tym będzie jeszcze później :>
      Generalnie później będzie baaardzo dużo o bardzooo wielu postaciach!
      Sakura jest bardzo ważną personą. Ważną, nie tylko przez wzgląd na główny motyw tego opowiadania. Powiem tak - ma ona istotne powiązanie z Klanem Uchiha.
      Jakie, dowiesz się póóóóóźniej oczywiście! Dużo, dużo później :P Wiesz, że zagadki to moja specjalność bejbe XDDD

      Z Itasia starałam się zrobić takiego dobrego duszka. Czyli w sumie nie zmieniłam go ani trochę, takie przynajmniej mam wrażenie. Shisuia też starałam sie opisać w podobnie kanonicznych barwach. Jiraye właściwie również.
      Bardzo dużo postaci zachowa swój charakter (mam taką nadzieję), zmienią się po prostu okoliczności i wyrażane opinie. Wiadomo. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

      Najbardziej zmodyfikowałam póki co chyba naszych głównych bohaterów. Sasuke i Sakure. Widać to chyba wyraźnie. :>>

      Cóż, chyba nie napiszę już nic więcej!
      Bywaj!
      Pozdrawiam i do następnego!
      Temira i jej bajgiel!

      Usuń

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics