poniedziałek, 9 stycznia 2017

Bezbrzeżne ostoje samotności.



Po incydencie z tajemniczą kobietą z lasu, Sasuke długo nie mógł zaznać spokoju. Nikomu nie powiedział o dziwnym spotkaniu, a w zamian za to wielokrotnie wracał nad brzeg pamiętnego jeziora. Łudził się, że ujrzy ją po raz kolejny. Eteryczna istota zawojowała jego myślami, nawiedzała w każdej dziedzinie życia, odbierała zdolność do wysuwania racjonalnych wniosków.
Prawdę mówiąc niezmiernie go to irytowało.
Musiał rozwiązać tą zagadkę, inaczej chyba już nigdy nie prześpi w całości żadnej nocy. Kim była ta dziewczyna? Po co tam przyszła? Co robiła? Dlaczego nigdy nie widział jej w wiosce? Gdzie nauczyła się tak zwinnie i szybko poruszać?
  Ostatnia niewiadoma męczyła go z zatrważającą intensywnością.
Do akademii za panowania Klanu Uchiha nie przyjmowano dziewcząt - z wyjątkiem członkiń silnych i szanowanych rodów. Udział kobiet w nowoczesnej Konoha ograniczał się do pełnienia roli pani domu oraz wychowywania dzieci. Inne działania były silnie niepożądane; głosiły to nawet ściśle ustanowione rozporządzenia prawne.
Również chłopcy nie należący do potężnych rodzin, jeśli nie wykazali się odpowiednio wysokimi umiejętnościami w testach kwalifikacyjnych, musieli zapomnieć o byciu shinobim. Lecz nie tylko wtedy - wielu kadetów, nawet po dostaniu się do akademii, nie przeżywało odbywających się tam, wykańczających, czasami nawet bestialskich treningów. Dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy członkowie klanu Uchiha zawsze ową akademię kończyli, najczęściej bez ani jednej blizny.
Fugaku bardzo dużą wagę przykładał do znajomości sposobów walki swoich ludzi. Pragnął mieć wszystko pod kontrolą i aby utrzymać ten stan, nie wahał się przed eliminowaniem zbyt silnych a zarazem odbiegających poglądami jednostek. Takie środki profilaktyki były w osadzie powszechnie znane, co nie sprzyjało rozwojowi konfliktów. Nikt nie chciał niepotrzebnie rzucać się funkcjonariuszom w oczy i ściągać na swoja rodzinę masę kłopotów i nieprzyjemnośći.
   Madara tak często powtarzał “Bunt strachem zwyciężaj!”, że stało się to niemal jego życiową dywizją. Nie ukrywał, że tyranizowanie mieszkańców sprawiało mu ogromną radość.
   Nikt nie mógł zagrozić narzuconemu pokojowi ani co ważniejsze - jego posadzie. Nie potrzebował konfliktów, tak samo, jak uznawał za całkowicie zbyteczne, by włączać kobiety do armii. W istocie był to tylko jeden z wielu jego pomysłów, które Hokage ślepo wcielał w życie.
 Mimo to w wiosce nie brakowało wojowników. Realnego zagrożenia wojną również nie było, bo tak jak Fugaku wraz z Madarą dbali o pokój wśród murów wioski, równie mocno pilnowali go poza jej granicami.
Jasnowłosa, smukła piękność, pomyślał Sasuke z roztargnieniem i oparł głowę o własną ręke. Siedzieli całą rodzina przy stole, a on dalej nie mógł się na niczym skupić. Smętnie dłubał pałeczkami w potrawie, przypominającą już raczej ryżową papkę. Mikoto przyglądała się temu ze zmarszczonymi brwiami.
   - Sasuke nie jesteś głodny?
Spojrzał na nią nieco przytomniej chodź w ciemnych oczach wciąż czaił się wyraz zamyślenia.
  - Co? A. Niezbyt.
  - Jedz - Fugaku, siedzący u szczytu stołu, odezwał się głębokim barytonem. - Musisz mieć siłę na dzisiejszy patrol.
Przez chwilę w pomieszczeniu roznosił się tylko stłumiony dźwięk towarzyszący jedzeniu.
   - Patrol? - Cholera, już prawie zapomniał, że ma zrobić popołudniowy obchód. Wyraz twarzy Sasuke tylko przez chwile zdradzał konsternacje - Patrol. Jasne.
   - Itachi, złożyłeś już raport z wczoraj? - Fugaku bez cienia emocji zwrócił się do starszego z synów - Natknąłeś się poza wioską na któregoś z awanturników?
   - Złożyłem ojcze krótko po powrocie do wioski. - poinformował zwięźle - Natknąłem się tylko na grupę pracujących drwali.
   - Istotnie. Otrzymałem dzisiaj informację iż dostarczono do Dzielnicy kilkadziesiąt zwałów drewna.
   - Osobiście im o tym przypomniałem. - Pokornym gestem pochylił głowę, ukradkiem spoglądając w stronę Sasuke. Ten uśmiechnął się kącikiem ust i porozumiewawczo zamrugał. - Niestety nie spostrzegłem żadnego członka ruchu oporu.
   - Ostatnio nie dają się nam we znaki - wtrącił mimochodem Sasuke, po czym aby nie czuć na sobie niespokojnego wzroku matki, niechętnie uniósł do ust pojedyncze ziarenko ryżu. Kolosalny kęs nie ugasił jakkolwiek obaw Mikoto.
   - Aż do dzisiejszego poranka. - uściślij z powagą Fugaku. W kontakcie z obojgiem synów zawsze zachowywał się z chłodnym dystansem, on nich samych wymagając umiejętności myślenia i nie marnowania siły na niepotrzebne gadanie. I stało się tak, jak pragnął, ponieważ zarówno Itachi jak i Sasuke nigdy nie byli zbyt rozmowni. Gdyby należało wytypować nieco bardziej towarzyskiego osobnika, byłby nim z pewnością Itachi, do tej pory nie podatny na wpływy klanu. Sasuke zachowywał się na co dzień z większą rezerwą; prawdziwą twarz pokazując tylko w domu, lecz nigdy pod obecność rygorystycznego ojca. Itachi bardzo często nazywał młodszego brata po prostu “małym gburkiem”.
  Przywódca wioski zmrużył oczy, co dowodziło, że pod grubą warstwą surowej powściągliwości kryje się równie stalowy charakter.
   - Dzisiejszego ranka grupa buntowników zaatakowała wóz kupiecki nieopodal szlaku ciągnącego się obok Doliny Końca. Ogłuszyli woźnicę i zabrali cały towar. Wraz z Madarą postanowiliśmy położyć kres tej błazenadzie. Wasza dwójka, Shusui, oddział ANBU oraz pozostała reszta zdolnych do służby funkcjonariuszy ma stawić się jeszcze dzisiaj o godzinie 18 przed bramą wioski.
   - Co macie zamiar zrobić z tymi ludźmi, najdroższy? - odezwała się Mikoto. Kobieta przez cały obiad tylko przenosiła swoje zmartwienie z jednego, na drugiego i w końcu trzeciego mężczyznę obecnego przy stole. Tym razem ciemne oczy zatrzymały się na wyprostowanej postaci męża. Fugaku nie ściągał biało-czerwonego płaszcza Hokage nawet do posiłku, ponieważ jak słusznie sądził, dodawało mu to majestatu i respektu. Nie można było się z tym nie zgodzić.
   - Zabić, niemądra kobieto. - wycedził bez cienia wahania - Wystarczająco długo narażali się na mój gniew i poważali mój autorytet. Najwyższa pora z tym skończyć. Wraz z klanem Hyuuga jeszcze dziś odnajdziemy ich ukrytą osadę i pojmiemy wszystkich. Publiczna egzekucja skazanych nastąpi na głównej alei wioski, ku przestrodze dla mieszkańców.
   Sasuke spostrzegł, że z nerwów zaciska mocno rękę, aż zbielały mu kłykcie.
Jeśli atak dojdzie do skutku i zamiary ojca okażę się prawdziwe, być może niedługi czas dzielił go od pochwycenia kobiety którą widział, gdy beztrosko pływała w jeziorze. Niespodziewanie przytłoczyła go myśl, że przecież… wcale nie chce jej śmierci. Poświęcił tej istocie zbyt wiele myśli by teraz własnoręcznie przyczynić się do jej utraty.
    - A co z kobietami.. i dziećmi?! - Mikoto nie odpuszczała. Sasuke z uwagą nadstawił uszu, lecz jego płonne nadzieje szybko zostały ugaszone.
Głos Fugaku był zimny jak lód:
    - Każdy, powtarzam każdy kto miał styczność z ruchem oporu zostanie stracony!  
 Spoglądał na małżonkę z pogardą. Mikoto bardzo rzadko zabierała głos gdy dyskutował z synami na tematy polityczne, lecz gdy już to robiła, zawsze prowokowała w nim gniew. Kobieca wrażliwość i chęć niesienia miłosierdzia! Kpiny.
   - Małe dzieci nie są niczemu winne.
   - Zapłacą za błędy swoich rodziców! Tymczasem zamilcz głupia i nie odzywaj się więcej nieproszona. Niepotrzebne mi się twoje histerię. Zrobię, jak powiedziałem. - Nagle zwrócił się do przysłuchujących się rozmowie synów - Wasza dwójka ma za zadanie wyłapać każdą z kobiet. Unieszkodliwicie je i dostarczycie pod nogi Madarze. On zajmie się jeńcami do czasu wyroku.
   - Nie mieszaj ich do tego, Fugaku! - Niepomna na ostrzeżenia, Mikoto gwałtownie zerwała się ze swojego miejsca. - Każ wyzbyć się mężczyzn i wojowników, nie niewinnych kobiet!
   Kiedy jej przyprawiony goryczą głos ustał, w jadalni zapanowało nieznośne milczenie. Fugaku wpatrywał się w żonę z potępieniem, podczas gdy Itachi wraz z Sasuke siedzieli sztywno, bystymi oczami obserwując sytuację. Żaden z nich nie chciał brać udziału w ataku. Itachi, ze względu na wrodzoną empatię oraz wrażliwość, Sasuke zaś z obawy przed uśmierceniem obiektu swojego zainteresowania. Nikt jednak nie powiedział o tym głośno. Stalowe wychowanie sprawiło iż stali się bezwzględnie posłuszni ojcu.
   Ten tymczasem wstał i bez słowa zasunął za sobą krzesło. Zanim odszedł z rozmysłem zakończył dyskusję.
  - To było moje ostatnie słowo. Posprzątaj po obiedzie.


Sasuke nie przypominał sobie by jakikolwiek obchód po ulicach wioski wymagał od niego kiedykolwiek takiego skupienia. Działał w pojedynkę, na własne życzenie samotnie wypełniając zadania i do tej pory szło mu bez zarzutów. Westchnął. Coś głęboko absorbowało jego myśli i sprawiało, że niemal połowę ulicy przeszedł z głową w chmurach, zamknięty na wszystko co działo się dookoła. W pewnym momencie przystanął i zadarł głowę do góry.
Kamienna twarz jego ojca, zamarła w groźnym wyrazie, wykuta została w litej skale ponad dachami domów, blisko 13 lat temu. Osoba Fugaku nawet w takiej postaci spoglądała na wioskę z władczością a zarazem ostrzeżeniem. Był jedyną twarzą, która zdobiła ogromną, kamienistą górę. Czasami Sasuke miewał wrażenie, że było na niej kiedyś coś jeszcze.. Wskazywały na to ostre, nieregularne kształty pozostawione na gołej skale. Jakby ktoś specjalnie zburzył niegdyś dodatkowe fundamenty, które do niej należały… A z resztą. Nawet jeśli to i tak nie miałoby to dla niego większego znaczenia. Ruszył w dalszą wędrówkę.
Na widok policyjnego munduru ludzie zgodnie usuwali mu się spod nóg. Większość odwracała wzrok, inni spoglądali ukradkiem oczami połyskującymi obawą. Biedacy nie wiedzieli, że tym razem Sasuke nie jest dla nich żadnym zagrożeniem. Był zajęty własnymi myślami; tylko czasami udawało mu się wykrzesać z siebie namiastkę uwagi i zainteresowania obecnością cywili.
Nawet jeśli czarne oczy spoglądały czujnie dookoła, żaden obraz nie pozostawał w głowie mężczyzny dłużej, niż na kilka zbyt krótkich chwil.    
   Co też się z nim działo!
Szybko wyrzucał przed siebie nogi, prąc naprzód. Prawdę mówiąc miał tych ciągłych patroli po dziurki w nosie! Od lat pilnie wykonywał tą samą czynność. Gdyby aleje Konohy porośnięte były trawą, już dawno wydeptał by w niej swój stały szlak! Położył rękę na kaburze z kunaiami i rozejrzał się przytomnie.
     Nagle znieruchomiał. Czy to aby nie… Gwałtownie potrząsnął głową, lecz mimo tego nie wyzbył się zrodzonych w przeciągu zaledwie sekundy obaw. Nie przewidziało mu się. Jasne, że nie! W wąskiej szczelinie między dwoma budynkami ujrzał, czego był w niemal stu procentach pewien, jakiś niewyraźny kształt. Drobna sylwetka mignęła niczym błysk, po czym zniknęła bez śladu. Stwierdził to ze zdziwieniem kiedy tylko zbliżył się do uliczki i uważnie zajrzał w jej głąb. Ciasna przełęcz z dwóch stron otoczona była tylko chropowatymi ścianami, nie było w jej wnętrzu niczego, za czym można byłoby się skryć. Jednocześnie ciągnęła się na wiele metrów wgłąb .
  Ze zdumieniem zmarszczył brwi i ruszył dalej, finalnie uznając, że to oczy zrobiły mu psikusa. Pozostał jednak czujny.
Wkrótce na horyzoncie ukazała mu się postać innego policjanta, na którego kamizelce wyrysowany został wyraźny, przyciągający wzrok znak klanu Uchiha. Jedno spojrzenie na charakterystycznie nastroszone włosy, również barwy czarnej, pozwoliło Sasuke określić tożsamość stojącego tyłem mężczyzny. Zbliżył się.
   Shisui był zajęty spisywaniem potoku słów skarżącej się staruszki. Skrzekliwy głos rozbrzmiewał na ulicy. Sasuke słyszał go z daleka, lecz jego właścicielkę ujrzał dopiero, gdy stanął u boku znajomego funkcjonariusza, a zarazem bliskiego mu znajomego. Nie był on ani zbyt postawny ani wysoki, a jednak drobna kobiecina całkowicie skryła się w jego cieniu.
    Usta jej się nie zamykały. Nawet gdy tak dumny i wyniosły, odstraszający wyrazem twarzy służbista jak Sasuke stanął u boku Shisuiego, zdawało się nie robić to na babuni żadnego wrażenia. Poświęciła mu co prawda jedno krótkie spojrzenie, czego nie można było powiedzieć o najlepszym przyjacielu Itachiego. Tak zapamiętale zapisywał niekończące się zdania w małym notatniku, że długopis niemal zapłoną w jego dłoni.
 Shisui słynął z przykładności i niewyczerpalnej chęci niesienia pomocy. A przy tym uznawano go za jednego z najpotężniejszych członków klanu. Jako jeden z nielicznych - a właściwie jako jeden z dwóch - obudził Mangekyu Sharingana. To powodowało niechęć i mściwość wśród innych osób, również należących do rodu.
     Zazdrość, była kolejnym z odczuć - zaraz po odwadze i pewności, których solennie wystrzegał się Fugaku, znany również jako I Hokage. Jak zbytnia brawura zagrażała harmonii wśród zwykłych cywilów, tak zazdrość bardzo często stawała się przyczyną konfliktów w samym klanie, między należącymi do niego rodzinami.
   - I w tym miejscu było! Było! Sama przecież kładłam. Cały wór marchewek. I co?! I nie ma!
Na dźwięk wysokich tonów w i tak nadmiernie irytującym głosie kobiety, Sasuke aż się skrzywił. Shisui za to dzielnie zachował niezmienny wyraz twarzy.
    - Dobrze, jaśnie pani. Postaram się znaleźć sprawcę najszybciej jak to możliwe.
    - O byłabym bardzo wdzięczna, bardzo Panie Władzo! Za czasów Hiruzena Sarutobi to się nie zdarzało, musisz wiedzieć młodzieńcze!
    - Hiruzena Sarutobi? - powiedział nieoczekiwanie Sasuke, poruszony pewną niezgodnością. Spoglądał na staruszkę z dozą wstrętu - Kto to był, to diabła?
Najpotężniejszy wśród Uchihów, wiecznie czujny, szybki i niezwyciężony Shisui teraz drgnął gwałtownie i widowiskowym podskokiem odwrócił się w stronę młodszego policjanta, przybierając pozycję bojową. Na widok Sasuke szeroko otworzył oczy. Niewielki długopis omal nie wysunął mu się z ręki.
    - Ale mnie wystraszyłeś, chłopie!
Nim zdołał dodać dość jeszcze, rezolutna i niezłomna kobieta wpadła mu w słowo i wykrzyczała wysokim falsetem:
    - Poprzednim Hokage, a kim!
Sasuke ironicznie zmarszczył czoło.
    - Stuknięta wariatka. Nie było żadnych poprzednich Hokage. - obwieścił bez wahania i tracąc resztki zainteresowania babunią, przeniósł wzrok na swojego krewniaka. Zdawało mu się, że przez chwile w jego oczach rysuje się poczucie winy przemieszane ze współczuciem.
    - Co cię tutaj sprowadza, Sasuke? - Zamknął na moment powieki, a kiedy znów je otworzył w czarnych tęczówkach na nowo malowała się życzliwość.
   - Mnie? To ty zapędziłeś się na mój teren - rzucił z pewnością, lecz kiedy tylko rozejrzał się szybko zmienił zdanie. Równie prędko dotarło do niego, że zrobił z siebie błazna.
   Do tego samego wniosku doszedł Shisui. W jego głosie migotało rozbawienie:
    - Ja jestem u siebie, młody. Ale rozgość się, jeśli masz taką potrzebę. - Po chwili milczenia dodał - Cięższy dzień?
   - Nawet nie wiesz jak bardzo. Jak widzisz nie mam do niczego głowy.
   - A jednak garniesz się do pracy! - Zaśmiał się - Nie to co twój starszy brat!
   - Nie powinien być teraz z Tobą? - zdziwił się Sasuke i jakby dla upewnienia, jeszcze raz przewertował wzrokiem okolice.
   - Powinien, oczywiście. Ale to cwany lis, możesz mi wierzyć. Wymówił się gdy spotkaliśmy utykającego dziadka i postanowił pod prywatną eskortą odprowadzić go pod sam próg domu. Podejrzewam, że na jego szczęście mieszka on po drugiej stronie wioski. Tak czy siak zostałem sam z… O.. - Na oślep wskazał ręką na staruszkę, o której zresztą oboje kompletnie zapomnieli.
  Ta tymczasem zakasała rękawy i wpatrywała się w obojga spod byka. Publiczne poszanowanie funkcjonariuszy znikało jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy tylko natykali się na wiekowe osoby. Dla Sasuke większość z nich była oszalałymi wariatami. Bardzo często zdarzało się, że wygadywali oni podobne głupoty, jeśli nie gorsze, od bredni jakie zaserwowała mu przed momentem staruszka. Kiedyś za podobne czyny karał uderzeniem, teraz jednak przestał się tym przejmować. Jak powiadają, starego psa nie da się już niczego nauczyć.  
   - Co z moimi marchewkami?! - zaskrzeczała, czując na sobie namiastkę ich uwagi - Okradli mnie!
   - Na drugi raz lepiej pilnuj swoich rzeczy i stul w końcu pysk.  - warknął Sasuke, już na poważnie tracąc cierpliwość. Ile można było słuchać tych jazgotów? Jeszcze moment i sam poddałby się szaleństwu! Sięgnął ręką do kabury z pałką, w którą zaopatrzony był każdy z policjantów.
   - Przepraszam panią najmocniej. Natychmiast zajmę się tą sprawą - wtrącił pogodniej Shisui, po czym posyłając Sasuke znaczące spojrzenie oddalił się wraz z kobietą. Jej skrzeki jeszcze długo unosiły się w powietrzu.  
Mężczyzna odetchnął i raz jeszcze rozejrzał się po okolicy. Znajdował się blisko murów wioski. Wznosiły się na wysokość kilkudziesięciu metrów tuż tuż, zaraz za budynkami mieszkalnymi po lewej stronie drogi. Była to oddalona od centrum część Konohy, od lat stanowiąca rewir Itachi’ego oraz Shisui’ego. Część Sasuke oddalona była o zaledwie cztery przecznice, ale kierowała się w stronę serca osady. Taka lokalizacja odpowiadała młodemu dziedzicowi Uchiha i była wystarczająco niewielka, by mógł poradzić sobie tam w pojedynkę.
Odwrócił się chcąc ruszyć w drogę powrotną. I właśnie wtedy coś ponownie śmignęło mu przed oczami. Był to niewielki, jasny punkt usytuowany na dachu jednego z domów od strony muru. Gdyby nie gwałtowność obrotu, Sasuke z pewnością zobaczyłby więcej szczegółów. Tymczasem był jedynie przekonany, że coś na pewno się tam znajdowało. Coś, czego nie było tam teraz. Tym razem nie miał wątpliwości.
Uprawnienia pozwalały mu na używanie chakry w osadzie. Po upływie sekundy znalazł się na lekko spadzistym dachu i ze zdziwieniem stwierdził, że znowu nic na nim nie ma! To powoli przekraczało ludzkie pojęcie. Natomiast pojęcie Sasuke przekroczyło już dawno! Przecież on nigdy nie miał omamów i przewidzeń! Ktoś na pewno był w tym miejscu i spoglądał na ulice. Przyszedł mu do głowy złodziej marchewki, ale szybko odrzucił tą myśl. Ktoś, kto porusza się tak szybko z pewnością nie robi tego po to, by wykraść kilka warzyw z rąk świrniętej kobiety.
Głęboko zdeterminowany ruszył przed siebie. Być może sprawca czai się gdzieś za rogiem i wyśmiewa właśnie jego naiwność. Zręcznością godną shinobi pokonał przepaść dzielącą jeden dach od drugiego, po czym rozejrzał się. Błądził po omacku, skacząc po budynkach, szukając, sam nie wiedział nawet czego.
   Nagle w pobliżu rozległ się stłamszony, metaliczny odgłos. Dochodził z drugiej strony stromego dachu, bardzo blisko od jego aktualnego położenia. Pognał tam, jednym susłem pokonując niemal pół odcinka. Czuł zarazem ekscytacje i złość. Nieczęsto ktokolwiek miał okazję tak dobitnie zagrać na Uchihowskim nosie!
    Na miejscu zatrzymał się gwałtownie. Rynna od wewnętrznej strony domu została naderwana; jej pierwsze odcinki wręcz wybito z twardej ściany; kawałki metalu wisiały teraz bezwładnie. Sasuke szybko przejechał spojrzeniem po zniszczeniach, po czym jego wzrok samoistnie pokierował się w stronę jakiegoś gwałtownego poruszenia, o dziwo - na ziemi. Zobaczył bosą stopę. Zniknęła ona jednak czym prędzej za rogiem następnego budynku.
  Co się tutaj dzieje?! - zdążył pomyśleć, zanim instynkt nakazał mu natychmiastowe zeskoczenie na czyiś przydomowy ogródek. Następnie ruszył biegiem w miejsce, gdzie po raz ostatni widział kawałek ciała napastniczki. Intuicyjnie przeczuwał, że stopa którą ujrzał w zaledwie ułamku sekundy należała do kobiety. Bardzo zwinnej i szybkiej, na domiar złego.
     Za rogiem znajdował się niewielki ogródek porośnięty skoszoną trawą, na którym rosło tylko kilka cienkich jak patyki drzew. Bez zastanowienia przebiegł przez sam środek placu, mając oczy dookoła głowy.
   Chcąc za wszelką cenę pochwycić zbiega, biegał tak od budynku do budynku nie wiedząc, jak długo już to robi. Mimo to nigdzie nie zobaczył żadnego śladu ani żadnej poszlaki. Tajemnicza istota dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Nie wyczuwał żadnego przepływu chakry, żadnego poruszenia w okolicy; przez długi czas nie działo się dosłownie nic. Musiał w końcu dać za wygraną. Dysząc głośno zatrzymał się i oparł plecami o chropowatą w dotyku ścianę.


   - Kakashi Hatake?
   - Obecny.
   - Czy oddział ANBU wyraża gotowość do zadania?
   - Ręczę za to.
Wybiła godzina osiemnasta. Przed Główną Bramą Wioski zaroiło się od ubranych w ciemnozielone mundury wojowników; każdy z nich prezentował nieugięty wyraz twarzy. Tłum podzielony był na trzy zorganizowane grupy, każda licząca po tuzin shinobich. Pierwszemu oddziałowi, stojącemu na czele szeregu dowodził Hisashi. Dwanaście przedstawicieli rodu Hyuuga, łącznie z ukrytą w tłumie Hinatą hucznie wyraziło gotowość do wykonania zadania. Zaraz za nimi znajdował się oddział składający z członków Klanu Uchiha; przewodził nimi Madara, odziany w strój bojowy. Natomiast ostatnią grupą był zespół ANBU, jako jedyny prezentując nie zielone, lecz białe barwy ubrań. Ich dowódca, Kakashi Hatake skończył relacjonować stan zdolnych do walki shinobich po czym usunął się sprzed majestatu Hokage, dołączając do swojej drużyny. Fugaku Uchiha zajmował zaszczytne miejsce przed zebranymi ludźmi, robiąc to w czym czuł się najlepiej. Rządząc.
   - Plan jest jasny. - ogłosił donośnym tonem - Ruszamy przemarszem w głąb lasu zachowując ciszę i ostrożność! Akcja ma zostać przeprowadzona z perfekcyjną dokładnością. Klan Hyuuga zajmie się lokalizowaniem osady buntowników. Rola pozostałych zacznie się, gdy znajdziemy ich obóz, nie wcześniej! Zadaniem nas wszystkich jest eliminacja osób powiązanych z ruchem oporu. Pochwycone jednostki, żywe lub martwe mają zostać dostarczone do Madary. Następnie jako jeńcy trafią tutaj do wioski, gdzie w więzieniu zajmie się nimi Ibuki. Klanie Uchiha! Liczę na waszą kompetencje i mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedziecie! Nie zapominajcie, że podlegacie tylko pod swojego przywódcę, oraz mnie! To samo tyczy się reszty. Oddział ANBU uzyskał stosowne przeszkolenie do takich sytuacji. Waszym zadaniem będzie pogoń za uciekinierami. Nie skupiacie się więc na walce. Nią zajmiemy się my, jako potomkowie protoplastów Uchiha i Hyuuga! Czy wszystko jasne?!
   - Tak jest! - Odkrzyknęła zwarta grupa shinobi, po czym każdy za rozkazem dowódcy ruszył do przodu.
   Sasuke towarzyszyły sprzeczne odczucia.


Od ponad godziny szli w zupełnej ciszy; pewnie kroczyli w gąszcz lasu, który zamknął się za nimi zaraz po wyjściu z terenu Konohy. Członkowie klanu Hyuuga zajmowali przody i za pomocą byakugana usiłowali odnaleźć obóz buntowników. Nieustannie rozglądali się na boki.     
   Ich szeregi zasilała drobna kobieta o długich, granatowych włosach. Była ona jedyną osobniczką płci damskiej w załodze i całkowicie ginęła wśród wysokich, postawnych postaci swoich pobratymców. Miała trudności z dotrzymaniem im kroku.  
Sasuke, chodź oddalony o kilka metrów z politowaniem przyglądał się, jak Hinata co jakiś czas dyskretnie dobiega do szyku i na nowo znika w jego odmętach. Po chwili jednak ukazywała się w nim na nowo i tak w kółko. Oglądanie jej nieporadności wprawiało go w niewiadomego pochodzenia irytacje.
   Jego uwadze nie uszło, iż jeden z shinobich kroczących po jej lewej stronie, wysoki chodź szczupły mężczyzna o długich, brązowych włosach, w połowie spiętych gumką również systematycznie zerkał w bok i obdarzał dziewczynę karcącym spojrzeniem. Musiał być jej krewniakiem, bowiem za każdym niewerbalnym napomnieniem córka Hisashiego ze wstydem zawieszała głowę.
    Potomek Uchiha w duchu podzielał opinię brązowowłosego. Kobieta, która nie potrafi poradzić sobie z poruszaniem się w zwartej grupie, nie podoła również w walce. Prawdę mówiąc dla Sasuke Hinata do niczego tak właściwie się nie nadawała. Była za bardzo “zbyt”, i za dużo “niewystarczająco”; zbyt nieśmiała, zbyt niezdarna, zbyt strachliwa, niewystarczająco zaradna… A jednak miała zostać jego żoną i coraz mniej mu się to podobało.
Wrócił myślami do postaci kobiety z jeziora, rad że chodź na chwilę jego głupiutka narzeczona pozwoliła mu zająć głowę innym tematem. Zastanawiał się, chodź podpadało to już po paranoję, czy to aby nie jej stopę zobaczył, gdy stał na dachu. Jeśli tak, istniała minimalna szansa, że kobieta nie należy wcale do grona buntowników tylko wyjątkowo skrytych mieszkańców wioski. Być może nie za często wychodziła z domu, dlatego jej nie kojarzył? A może po prostu nie oddalała się od miejsca swojego zamieszkania? Mógł znaleźć setki usprawiedliwień takiego stanu rzeczy, nie znalazł jednak nic, co mogłoby tłumaczyć jej obecność poza osadą, wtenczas gdy przyłapał ją kąpiącą się z taką naturalnością w jeziorze.      
   Doszło do tego, że w swojej głowie wielokrotnie utożsamiał ją z postacią leśnego elfa czy też przybrzeżnej nifmy. Patrząc przez pryzmat czasu wydawała mu się taka ulotna, nieuchwytna dla zwykłego śmiertelnika, niemal eteryczna. Przerażało go to, bo do tej pory miał się za całkiem rozsądnego realistę. Tymczasem bujał w obłokach i zwykłej awanturniczce dorysowywał magiczne skrzydła, mające jej pomóc w przemieszczaniu się po lesie.
     Pokręcił z niedowierzaniem głową i dokładnie w tym momencie rozległ się dźwięk pojedynczego świścięcia. Na dany znak wszyscy zatrzymali się niemal w tym samym czasie, wstrzymując oddech i nasłuchując. Jeden z członków Klanu Hyuuga dał migowy znak reszcie by spojrzeli w danym kierunku. Wtedy też zapanowało nieznaczne poruszenie. Dziedzicy Byakuugana podszeptywali coś miedzy sobą z zapałem, ich przywódca zaś władczo uniósł dłoń i skierował ją na północny wschód, dając tym samym sygnał do wznowienia wędrówki. Sasuke wiedział, podobnie jak każdy z czym to się wiąże. Osada buntowników została nareszcie odnaleziona, a do znaczyło tylko jedno…. Już niedługo spotka obiekt swoich rozmyślań.
   Dalszą drogę poświęcił na sumiennym kontemplowaniu, co zrobić aby ją pochwycić i jednocześnie sprawić, by uszła z życiem.


Wokół roztaczał się swąd dymu. Powietrze przecinały pełne rozpaczy krzyki oraz szczęk metalowej broni. Osada buntowników zajęła się wysokim, zatrważającym ogniem w zaledwie kilka minut po rozpoczęciu ataku. Niczego nie spodziewający się mieszkańcy, niczym wybudzeni z letargu rozbiegli się na wszystkie strony, próbując wyswobodzić z ciasnych okowów śmierci. Te spadły na nich wraz z nagłym wkroczeniem wojsk Konohy, i zacisnęły się lodowatym uściskiem wokół wszystkich, strwożonych serc.
Kobiety w popłochu uciekały z płaczącymi dziećmi w głąb lasu, zaś nieliczni mężczyźni, jeśli tylko mieli dość siły, chwytali za broń i stawali do daremnej walki. Każdy z nich wiedział, że w starciu z połączoną mocą oczu klanu Hyuuga oraz Uchiha nie mają najmniejszych szans na wygraną. Dlatego niewielu dzielnie stawiało im czoła, własnym życiem chcąc zagwarantować swoim rodziną więcej czasu na ucieczkę. Nie wiedzieli, że oddział ANBU rozstawiony został w lasach otaczających obóz, otrzymując polecenie natychmiastowego uśmiercania każdej z osób, która pojawi się w zasięgu wzroku. Fugaku bardzo starannie wszystko zaplanował. Żadna osoba nie miała prawa pozostać na wolności i tak też się działo. Zza koron drzew raz po raz wydobywały się zdławione krzyki oraz lamenty; kobiece głosy przepełnione błaganiem o zachowanie swoich pociech przy życiu.
Niemoc, smutek i tragedia tych ludzi była niemal namacalna.
A jednak ci, którzy otrzymali surowe rozkazy od Hokage nie wahali się przed bezlitosnym przechwytywaniem uciekinierów czy nawet, w przypadku waleczniejszych osobników - podrzynaniem im gardeł. Członkowie klanów bytujących w wiosce mieli oczy tak zaślepione ideałami przywódcy, że rzeź na buntownikach uznawali za swojego rodzaju triumf. Nikt nie widział w tym niesprawiedliwości, żadna z osób nie pomyślała jak niegodną, podłą rzeczą jest śmierć - szczególnie wymierzona w takich okolicznościach. Nie lękano się zabijać dzieci, łapać kobiet, bowiem każdy łup oznaczał osobiste zwycięstwo nad ruchem oporu. Szczególnie usatysfakcjonowany rozlewem krwi był Madara. Z szerokim, wręcz maniakalnym uśmiechem zacierał ręce gdy tylko pod jego nogi trafiał kolejny, na wpół żywy, związany jeniec.
Sasuke obserwował cały ten chaos stojąc z tyłu i podobnie jak Itachi oraz Shisui, starał się robić tylko pozory groźnego i nieustraszonego wojownika. W rzeczywistości nikt z danej trójki nie podniósł na nikogo ręki ani nie zaprószył ani jednej iskry ognia. Jak udało im się skryć przed wszystkowiedzącym wzrokiem Fugaku oraz jego pomocnika, nie sposób tego wyjaśnić.      
Itachi z natury bardzo wrażliwy i empatyczny wzdrygał się na widok takiej ilości nieuzasadnionej śmierci. Szczególnie mocno porażał go widok niewinnych dziewczynek czy też chłopców, czasami tak maleńkich, że nie nauczyły się jeszcze mówić. I już nie zdążą tego zrobić - pomyślał z żalem, po czym z bezradnością odwrócił wzrok od związanej grubym sznurem, na oko 5-letniej dziewczynki. Mała istotka z postrzępionymi włoskami i spuchniętymi od płaczu oczami przysiadła na splamionej krwią ziemi obok całej reszty zniewolonych osób. Pewnie znała ich wszystkich z widzenia czy też bliskiego sąsiedztwa, prowadząc beztroskie życie w małej chodź dobrze zorganizowanej społeczności, jaką jego ojciec zwykł nazywać “Gniazdem upierdliwych mrówek”. Nierozumiejące spojrzenie małych oczek wodziło ze smutkiem po rozgrywającym się horrorze. Dziecko rozglądało się, bezgłośnie nawołując pomocy, wsparcia czy też najprostszego wyjaśnienia.
      Poruszyło to struny duszy Itachiego, o których nie chciał pamiętać; przywołało wspomnienia jakie odtrącił od siebie już dawno temu... Czuł się jak rażony gromem. Nie mógł wyzbyć się obrazów tragicznych wydarzeń sprzed lat. Widział je wyraźnie, niczym projekcja przeszłości wywołana przez jego własny mózg. Przed oczami miał wiele wydarzeń. Ogień, tak jak teraz trawiący wszystkie budynki, dym unoszący się w górę czarnymi kłębami, strzelające iskry. Krew, strach, uciekający ludzie… Krzyczeli tak samo, równie rozdzierająco, błagalnie. I to dziecko. Mała, nierozumiejąca dziewczynka. Wszystko wydało mu się nagle takie żywe… Nieoczekiwanie poczuł na ramieniu czyjąś ciężką dłoń.
    Zaskoczony odwrócił zaszklone od nadmiaru emocji oczy, napotykając ściągniętą w wyrazie bezdennej bezradności twarz Shisuiego. Ścisnął go za ramię po czym odwrócił się, tym samym zmuszając do ruchu także Itachiego. Miał rację, oczywiście. Sterczenie w miejscu może wzbudzić niepotrzebną uwagę ojca, lub co gorsza samego Madary.
Na sztywnych nogach ruszył przed siebie, dobywając swojej katany. Nie. Nie chciał nikogo zabić, nie chciał nikogo zniewolić. Chciał tylko przetrwać ten paskudny wieczór i móc wrócić w końcu do domu, gdzie z powodu wyrzutów sumienia znów nie prześpi spokojnie całej nocy.
Sasuke czuł się równie zdekoncentrowany , ale nie bynajmniej z powodu rozgrywającej się zewsząd tragedii. Był wściekły, przede wszystkim na samego siebie. Wszystko stało się tak szybko że nie był w stanie zobaczyć nigdzie poszukiwanej kobiety! Nie był pewny czy umknęła w porę w las, czy też stanęła do walki. Nim zdołał się w tym zorientować ludzie rozbiegli się na boki, a na polu bitwy została tylko jedna, jedyna dziewczyna. Sasuke nie musiał się jej zbyt wytrwale przyglądać by stwierdzić że to kategorycznie nie jest nimfa, której tak wytrwale poszukiwał.
Owa kobieta miała dwa brązowe koki, ciasno uformowane po obu stronach głowy. Nosiła podarte, brudne od ziemi ubranie; ciało ukazywało wiele oznak po otrzymanych ciosach. Była nieugięta, gotowa do ataku. Na jej twarzy malowała się godna podziwu determinacja. Mimo to drżała ze strachu. A jednak wciąż tam stała. Na środku, otoczona przez czterech członków klanu Hyuuga. W jednym z nich młodszy Uchiha poznał wysokiego mężczyznę, który w czasie wędrówki nieustannie obserwował Hinatę.
Buntowniczka przyjęła pozycję bojową, w ręce dobywając ciasno zwinięte zwoje.
Sasuke musiał przyznać, że nie brakowało jej odwagi… A jednak to nie było to. Patrząc na nią, czuł że to nie ją widział wtedy w jeziorze. Nawet jeśli jej ruchy były równie płynne, nie dorównywała tajemniczej kobiecie zwinnością oraz szybkością.
    Wnioskując z ostrożności jej przeciwników musiała być godną wojowniczką. Po chwili obserwacji stwierdził również, że świetnie posługiwała się bronią. Jej umiejętności, chodź godne przyklasku nie umywały się jednak do zdolności potężnego Nejiego. Tak, teraz go poznał. W oczach Sasuke zdradziła go ta charakterystyczna, niebywale silna technika, nazywana Obrotem Nieba. Niebieska smuga chakry którą poruszał z zawrotną prędkością wokół własnej osi jednorazowo odbiła wszystkie wyrzucone ostrza brązowowłosej.
I wtedy, nie mając już żadnej możliwości obrony, kobieta rzuciła się do ucieczki.
       Sasuke natychmiast ruszył za nią w pogoń, dostrzegając okazję do wyciągnięcia z dziewczyny paru potrzebnych sobie informacji. Jednym gestem ręki zatrzymał pędzących ku niej członków klanu Hyuuga. Był wyżej postawiony niż oni wszyscy razem wzięci. Przyzwyczaił się już, że podrzędne rody zawsze muszą postępować zgodne z jego wolą. Był w końcu synem przywódcy. Tak też się stało. Na wydany rozkaz cała czwórka, łącznie z potężnym Nejim zatrzymała się w miejscu, jedynie w milczeniu odprowadzając pędzącego na złamanie karku Sasuke złowrogim spojrzeniem.
Tymczasem młodszy Uchiha specjalnie przeciągał pogoń, dopadając dziewczynę dopiero w momencie gdy ta wbiegła pomiędzy gęste drzewa. Zacisnął dłoń na jej wątłym ramieniu po czym cisnął nią na pobliski głaz niczym szmacianą lalką. Krzyknęła głucho ale nie zaniechała obrony. Uniosła ręce niczym do uderzenia, Sasuke miał jednak na tyle rozumu żeby sprawnie zablokować jej cios. Następnie przygwoździł ją za szyję do twardego kamienia, bez problemu podrywając drobne ciało w powietrze. Kobieta szarpnęła się i z trudem zaczerpnęła wdechu, obie dłonie mocno wszczepiając w skórę na ręce mężczyzny.
  Uchiha odczekał tak chwile, wyostrzając zmysły...
Miał wyjątkowe szczęście. W okolicy nie wyczuł ani jednego członka ANBU. Czy więc było to jedyne miejsce, którego nie strzegli? Nie miał co do tego wątpliwości. Na jego twarz wpełzł szczeniacki uśmieszek.
   - No, no. Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności. - syknął, przybliżając do niej swoją twarz. Kobieta wciąż walczyła o najmniejszy oddech - Gdzie się ich nauczyłaś?
Bez ostrzeżenia puścił ją na ziemię, w momencie lądowania serwując kobiecie silny cios pięścią w brzuch. Zawyła boleśnie i zgięła się wpół. Chwycił ją za włosy, wymykające się z koków, po czym odchylił jej głowę ku górze. Musiała na niego spojrzeć, jednocześnie będąc unieszkodliwioną przez głaz za plecami. Nie miała dokąd ani jak uciec. Z resztą, była na to zbyt obolała.
   - Od dziadka. - wycharczała, spluwając na ziemię krwią. - Zdążył mnie tego nauczyć, zanim zmarł. Powinien był to robić mój ojciec, ale nie miał ku temu okazji bo odebraliście mu życie 13 lat temu! Skurwysyny! Obyście zginili w piekle!
      Zrobiła ruch rękami, jakby chciała wydrapać mu oczy. To również bez problemu skontrował, nieporuszony jej słowami. Często zdarzało się, że buntownicy mieli swoje wersje historii, jakie działy się niegdyś we wiosce. O ile wiadomo Sasuke, 13 lat temu odbywały się w niej drobne rozruchy, ale nikt nie stracił wówczas życia. Ot! Propaganda i fałszywa ideologia ruchu oporu! Ci ludzie zrobią wszystko, żeby tylko zwerbować do siebie więcej członków. Przykładem jest ta durna dziewczyna, która uwierzyła że jej ojciec został zamordowany przez jego ród! Na samą myśl o tym cyrku chciało mu się śmiać.
  13 lat temu… Był to okres kiedy Klan Uchiha zdobył panowanie w Konoha. Ale każda lekcja historii dobitnie mówiła iż stało się to na zasadzie wolnej demokracji! Miał ochotę rzucić w twarz tej niemądrej kobiecie całą prawdę, ale stwierdził że nie będzie strzępił sobie na nią języka. I tak jest już teoretycznie martwa.
   - Piękna opowieść. Niemal się wzruszyłem. - zironizował, w ramach ostrzeżenia jeszcze mocniej przyciskając ją do głazu. Stęknęła z bólu - Potrzebuje od ciebie kilku informacji, dotyczących pewnej kobiety...O, ale chyba najpierw powinniśmy trochę lepiej się poznać. Więc, jak się nazywasz?
   - Nigdy jej nie znajdziesz, kimkolwiek jest! I niczego się ode mnie nie dowiesz. Spieprzaj!
   - A jeśli w zamian zaoferuje ci wolność?
   - Nie chcę twojej litości, sukinsynu! - Szarpnęła ramionami - Pieprz się!
Sasuke groźnie zmarszczył brwii, czując znajomy przypływ frustracji. Nie cierpiał gdy coś nie szło po jego myśli.
   - Czemu od razu tak niegrzecznie. - warknął - Może zaczniemy od początku..  Ja jestem Sasuke i postaram się cię nie zamordować, o ile będziesz ładnie odpowiadała na moje pytania. Uwierz mi dziewczyno, nie chcesz trafić w ręce Madary. Wsadzi cię do więzienia, gdzie czeka cię cała noc pełna… - skrzywił się mimowolnie, bo nigdy nie był zwolennikiem takich praktyk. Jednakże jego głos zabrzmiał groźnie - .. wrażeń. Jeśli okażesz chodź odrobinę rozumu, porozmawiasz ze mną i odejdziesz w swoją stronę, a ja powiem że zginęłaś w starciu. Więc jeszcze raz. Jak się nazywasz?
Długo nie odpowiadała. Zmrużone powieki wskazywały na intensywną grę myśli.
   - Tenten. - rzuciła w końcu
   - Bardzo ładnie imię. A teraz konkrety, bo nie mamy za dużo czasu. Czy w waszym obozie znajdowała się szczupła, jasnowłosa kobieta? Wiem o niej tyle że porusza się bardzo szybko i zwinnie.
   - Jasnowłosa? - powtórzyła, unosząc jedną brew - Co masz przez to na myśli? Blondynka?
   - Nie. - Czuł, że to właśnie powinien powiedzieć. Przez blask słońca Sasuke nie był w stanie spostrzec dokładnej barwy włosów ów istoty, ale w głębi siebie czuł że to nie był ten kolor. Po prostu.
   - Więc jaka?
   - Jasnowłosa. Nie wiem, nie zauważyłem ich koloru.
   - No to jak mam ci pomóc - Gdyby nie bała się gwałtowniejszy ruchów, najprawdopodobniej w geście kapitulacji wyrzuciłaby w górę obie ręce. Nigdy nie spotkała się z bardziej skomplikowanym żądaniem. Tenten była sparaliżowana przez ból i strach, a jednak w jej ciemnych oczach pojawiła się nuta złości. Ta drobna sytuacja dowodziła, jak bezrozumnymi osobnikami byli członkowie tych wszystkich, szacownych klanów. Osobiście żywiła do nich dużą urazę i awersję.. Właśnie dlatego zdecydowała się na życie pod statusem “zdrajczyni” czy też jak kto woli “buntowniczki”. Nie wchodziła nikomu w drogę. W rzeczywistości wyglądało to tak, że funkcjonowała spokojnie wśród osób które szanowała i lubiła. Nie było łatwo, ale wszystko co działo się w niewielkiej osadzie ukrytej głęboko w lesie było po stokroć lepsze od żywota w granicach jej rodzinnej wioski. Terror Fugaku sięgał coraz dalej, wystarczyło chociażby spojrzeć na żelazne, kolczaste druty którymi szczelnie obłożono wysokie mury..  
Wysoki mężczyzna z rodu Hyuuga wspomniał coś o ataku na wóz kupiecki. Nie mieściło jej się to w głowie, na jakiej podstawie winą za to obarczono właśnie ich, niegroźnie funkcjonującą w lesie grupę ludzi, w większości zwykłych cywilów. Mieli w swoich zapasach wystarczająco żywności; nie musieli przymierzać się do napadów i kradzieży.
  W okolicy działało mnóstwo podrzędnych szajek rozbójników, Hokage najpewniej o tym wiedział.. A jednak wykorzystał byle pretekst by się ich pozbyć, nieodwracalnie. Stłumiła ciężkie westchnienie bólu i spuściła wzrok.
   - Nie chodzi o ten kolor włosów - odezwał się ze zdenerwowaniem Sasuke i łypnął na nią ostrzegawczym spojrzeniem. Zdawał sobie sprawę, rzecz jasna, ze swojego niefortunnego położenia. - Porusza się w sposób niepodobny do innych. Jeśli żyła w tej osadzie..
   - To najpewniej już dawno ktoś ją utłukł! - wtrąciła Tenten, gdy ból z powodu straty najbliższych stał się nie do wytrzymania. Nagle uderzyła w dziewczynę świadomość krzywdy, której doznała. - Dlaczego łudzisz się że wciąż żyje, skoro najpewniej nie zobaczyłeś jej wśród pojmanych kobiet?!
   - Radziłbym trochę grzeczniej - upomniał z niebezpiecznym błyskiem w oku, po czym nieco rozluźnił uścisk którym trzymał ją za ramię - Umknęła mi już dwa razy. Nie mam wątpliwości że i tym razem mogło jej się udać.. Ale nie o to cię pytałem. Chcę tylko wiedzieć czy ją znasz i czy mieszkała w tym miejscu.
   - Jeśli kobieta o której mówisz jest taka charakterystyczna to nie, nie było jej tutaj. Nasza osada łączyła normalnych ludzi, bez szansy na przetrwanie w innym miejscu. Zresztą, jedyną jasnowłosą kobietą u nas była blondynka, ta sama którą twój ojciec na wylot przebił mieczem gdy próbowała uciec. - Ostatnie zdanie wypowiedziała z mnóstwem goryczy, nieznacznie zaciskając pięść. Na samo wspomnienie lejącej się krwi swoich towarzyszy czuła przypływ gniewu, który szybko przemieniał się w bolesną bezsilność. Wszystko co znała i kochała odeszło w zapomnienie, a ona… Cóż. Co się z nią stanie?
Sasuke poczuł się, jakby ściągnięto mu z serca wielki kamień. A więc jego nimfa nie należała do buntowników! W takim razie musiała mieszkać w wiosce, nie widział innej możliwości. Podświadomie wykrzywił usta w lekki uśmiech. Będzie musiał poszukać jej w spisie ludności. Małymi kroczkami posuwał się do rozwiązania tej zagadki.
    Tymczasem Tenten stała bez ruchu w miejscu. Krzyki już dawno ustały, teraz nad zgliszczami osady unosił się tylko swąd spalenizny i czarny dym.
   - Obiecałeś, że puścisz mnie wolno - odezwała się w pewnym momencie, przytłoczona ciszą.
   - Tak? - zdziwił się, spoglądając ku niej z satysfakcjonującym spokojem. Widok gasnącej nadziei w jej oczach przyprawiła go o przyjemne dreszcze - Nie przypominam sobie.. Idziemy. Ruszaj się.
Po czym złapał ją silnie za kark i pociągnął do przodu, kierując się niewątpliwie w stronę z której oboje przybyli. Kobieta zapierała się z całych sił, dysząc głośno. Niemożliwym stało się dla niej wyswobodzenie z silnego, męskiego chwytu.
   - Obiecałeś! - pisnęła, mocno wrzynając paznokcie w jego skórę.
   - Nic nie obiecywałem. Z resztą, nawet jeśli to właśnie zmieniłem zdanie. W ogóle nie byłaś pomocna.
  - Powiedziałam prawdę!
  - Jakie to urocze - mruknął i już bez słowa pociągnął ją za sobą, głuchy na protesty. Jej wątpliwa siła nie była dla niego żadną przeszkodą - Właściwie nawet mi cię szkoda.
   - Kłamca! Zgnijesz w piekle, jeszcze zobaczysz!
   - Na twoim miejscu martwiłbym się raczej o siebie. Jesteś akurat w typie Madary, cóż za zbieg okoliczności.
  - Ty podły….!
Nie zdążyła dokończyć, ponieważ naraz Sasuke zatrzymał ich oboje w miejscu i zamarł w bezruchu. W pobliżu usłyszał trzaśnięcie suchej gałęzi. Dźwięk rozniósł się w ciszy lasu niczym wystrzał, wprawiając go w zaniepokojenie. Nie wyczuł w pobliżu żadnej zagrażającej mu chakry ale mógłby się założyć… że słyszy głośne sapanie, przemieszane ze zdławionym warkotem; dźwięk dobiegał dosłownie znikąd. Chłopak stanął pewnie na nogach i lekko przygarbił, próbując się skupić. Było to trudne, ponieważ kobieta którą trzymał ciągle próbowała się wyrwać robiąc przy tym masę zamieszania.
   Zerknął ku niej kątem oka w sposób zdradzający irytację i nim zdołał do końca zorientować się w sytuacji, coś z tępym gruchotem wylądowało na ziemi tuż przed nim. Ziemia niedostrzegalnie zadrżała pod naporem uderzenia… masywnych łap.
Sasuke szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w postać ogromnego wilka mierzącego gdzieś z półtora metra wzrostu w kłębie. Zwierzę ukazało wielkie zębiska i kłapnęło paszczą, spoglądając weń z nienawiścią. Miało bystre brązowe oczy i szaro-białą sierść, którą stroszyło dziko z każdym krokiem zrobionym w stronę dwójki zmarłych w bezdennym strachu osób. Tenten również zdążyła zorientować się już w sytuacji. Na równi z pojawieniem się zwierzęcia Sasuke puścił jej kark i przygotował się do unieszkodliwienia bestii.    
 Kiedy przypadkowo zwróciła na niego uwagę, w dłoni dzierżył dwa niewielkie kunaie. Dziewczyna z oszołomieniem spoglądała na jego niegroźne zabaweczki. Czym były te śmieszne ostrza w porównaniu z kompletem ostrych pazurów wielkości jej dłoni i pakietem ogromnych zębów, jakimi dysponowało wściekłe zwierzę? Odruchowo odsunęła się krok w tył, i wtedy wielkie ślepia zatrzymały się na niej. Oczy bestii zalśniły niepokojącym ciepłem. Zamrugała, będąc pewną że to obrażenia powodują nagłe omamy wzrokowe. W sposobie bycia wilka było jednak coś, co nakazywało jej czuć się bezpiecznie co było totalnym paradoksem, bo przecież zwierze było wilkiem, do tego dość nieprzychylnie usposobionym. Gdy bestia na nowo spojrzała na Sasuke, zawarczała groźnie. Wielki ogon z rozpędu uderzył w pobliskie krzewy, odrywając z nich liście.   
    Uchiha poruszył się i niemal w tym samym momencie ogromne cielsko poderwało się z ziemi, niewyobrażalnie szybko przeszybowując w powietrzu w stronę conajmniej bliskiej omdlenia ze strachu Tenten. Posiadacz sharingana uskoczył w bok i cisnął ostrzami w stronę zwierzęcia, przekonany, że ten, niedobywszy ofiary, ponownie ruszy do ataku. Uchybił celu, ponieważ nic takiego się nie wydarzyło. Zwierzę wraz z dostaniem się w pobliże kobiety, zapomniało o jego obecności.
  Zbyt późno zorientował się, że to nie on był pierwotnym celem wilka. Głupio założył również że zdoła go pokonać. Stworzenie emanowało zadziwiającą siłą i majestatem. Było równie piękne co śmiercionośne. Już nie miał złudzeń, jaki drapieżnik powalił z rana dorosłego łosia, raniąc go przy tym tak dotkliwie. Ten wilk z pewnością mógł dorównać mu rozmiarem!
   Zwierze zbliżywszy się do Tenten, z gwałtownością popchnęło ją w brzuch swoim wielkim łbem, zmuszając do cofnięcia się w gęsto porośnięte części lasu. Gdy to nie zadziałało, bez cenia agresji, poganiającym ruchem coraz natarczywiej napierał na nią swoim cielskiem. Dziewczyna mocno pobladła na twarzy ale bez słowa i zgodnie z jego wolą w końcu odwróciła się, po czym pędem pognała przed siebie. Wilk natomiast bez wahania ruszył za nią. Biegł nieustannie przy jej boku, niczym udomowiony wilczur dopóki oboje nie zniknęli z oczu Sasuke.
 Uchiha pozostał sam na leśnej trawie, stojąc wrośnięty w ziemię i próbując zrozumieć, co się właśnie stało. A jednak im bardziej próbował to pojąć, tym mocniej czuł się zagubiony.


  Gdy chwilę później pełen wewnętrznych sprzeczności wyszedł zza drzew, prezentował spokojny wyraz twarzy. W dalszym ciągu nie chciał dzielić się z resztą swoimi informacjami. To mogłoby zagrozić jego zamiarom, które pozostały niezmienne.
Sam rozprawi się z bestią grasującą w okolicy. Teraz już wie dokładnie, czego ma szukać.
   - Gdzie jest dziewczyna? - Rozległ się surowy, męski głos kierowany niewątpliwe w stronę młodszego Uchihy. Sasuke prędko odszukał Madarę wzrokiem.
   - Nie żyje.
   - To gdzie jej ciało?
   - Nic po niej nie zostało. Możesz iść i poskładać sobie ją do kupy, jeśli chcesz.   
   - Zabicie jednej kobiety zajęło ci aż tyle czasu, Sasuke? - wtrącił ojciec a jego surowy ton pobrzmiewał wątpliwością. Sasuke poczuł na sobie ciężar dziesiątek przeszywających spojrzeń i niemal pochylił głowę, ale zaraz przypomniał sobie kim był, i że wcale nie powinien czuć się winny. Na pewno nie pozwoli sobie, by członkowie drugorzędnego klanu Hyuuga patrzyli na niego w ten sposób. Szczególną niechęć odczuwał w stosunku do Nejiego; ten dodatkowo uśmiechał się z wyższością. Hinata nieporadnie splotła dłonie przed twarzą, duże, białe oczy emanowały zagubieniem. Sasuke powstrzymał się od posłania jej kwaśnej miny i skupił uwagę na postaci ojca.
  Stał dumnie na środku placu, wokół dymiących się zgliszczy budynków. Nie skaziła go ani jedna kropka krwii.
   - Samo zabicie dosłownie chwile. Sęk w tym, że nie bez powodu pochwyciłem ją dopiero w lesie.
Poważna twarz Fugaku pozostała poważna tylko przez kilka kolejnych sekund. Następnie wykrzywiła się w coś na kształt ironicznego uśmiechu. Mężczyzna podszedł i mocno klepnął syna w plecy.
   - No! Widzę że masz w sobie coś z barbarzyńcy, podoba mi się to! - Rozpierany dumą zwrócił się w stronę Madary. - Zabieraj ich! Wracamy do wioski, świętować nasze zwycięstwo!
   Młodszy Uchiha również uśmiechnął się z zadowoleniem po czym odwrócił głowę, ilustrując stojące szeregi żołnierzy z Konohy. W tłumie przypadkiem napotkał zachmurzone spojrzenie swojego brata. Itachi znajdował się w znacznym oddaleniu, mimo to Sasuke i tak rozpoznał u niego mocno ściągnięte brwi i charakterystycznie wykrzywione usta. Mężczyzna wyraźnie nie podzielał entuzjazmu swojego ojca. Podobnie zresztą jak Hinata. Dziewczyna na wieść o bezwstydnej insynuacji którą jej narzeczony podsunął, chcąc ratować swoją sytuację, pobladła raptownie i opuściła uniesione ręce. Sasuke nie przejął się tym, bowiem nie zależało mu na jej akceptacji. W kwestii prawnej miała ona tylko odbyć z nim parę nocy i urodzić jego dziecko, oczywiście syna. Było to poświęcenie na które mógł się zdobyć, lecz nic poza tym. Przecież nikt nie wymagał od niego by się liczył ze  zdaniem czy uczuciami swojej narzuconej, przyszłej małżonki, solidarnie postanowił więc tego nie robić.
   - Ruszamy! - zarządził Fugaku
   - Tak jest!

      Schwytanych buntowników było około dwudziestu, łącząc w sobie osoby w różnym wieku. Itachi z trwogą spostrzegł, że w większości były to młode kobiety. Skrycie podejrzewał, że nie stało się to za sprawą zwykłego przypadku. Znał swój ród na tyle dobrze by wiedzieć do czego są zdolni. Nie był to zresztą pierwszy taki dziwny zbieg okoliczności..
    Utrzymywał dystans od wszystkich by razem z Shisuim w ciszy żałować tego, czego mimowoli się dopuścili. Obydwoje doskonale wiedzieli, jaki los spotka buntowniczki jeszcze tej samej nocy. Członkowie klanu wartujący w więzieniach, zazwyczaj nie powstrzymywali się przed niczym, względem przetrzymywanych tam dziewcząt.
    Itachiego jednakże przerażało coś jeszcze. Jego młodszym brat..  W tamtej chwili bezpowrotnie zrozumiał, że nie da się go już uratować. Rozpuszczony i zły do szpiku kości, bezwzględny, surowy, pozbawiony skrupułów- zupełnie tak samo jak ojciec.
   - Wiem o czym myślisz przyjacielu - powiedział cicho Shisui - Ja również boje się tego, co będzie w przyszłości.
   - Tak. - przyznał z otępieniem - Żałuje, Shisui. Świadomość, że gdyby nie ja wszystko byłoby inaczej..
  - Czy to jednak znaczy lepiej, Itachi?
Westchnął głośno, uwalniając z siebie ogromne pokłady żalu.
   - Z pewnością tak…- Mocno zacisnął pięści - Z całą, pieprzoną pewnością.
   - Gdybyś jednak przed laty przyjął propozycję Sarutobiego i zdecydował się zlikwidować klan, byłbyś w stanie własnoręcznie zabić własnych rodziców? Sasuke czy nawet Izumi? Dlaczego miałbyś brać na siebie całą rozpacz i żal, skazywać się na wieczne wygnanie, niezasłużone potępienie. Postąpiłeś w sposób, który uznałeś za słuszny. Szanuje twoją decyzję, tak jak od zawsze szanowałem cię jako człowieka, ninja Liścia i swojego kompana. Mnie również niegdyś ocaliłeś od śmierci, pamiętasz?
   - Nie zdołałem jednak ocalić twojego oka.
   - Danzo był przebiegłym shinobim, nawet ja nie mogłem się tego po nim spodziewać. Nie mniej jednak moje aktualnie sprawdza się równie dobrze.  
  - Ale wyklucza możliwość wykonania Nieskończonego Tsukuyomi.
  - Tak, to prawda. Ale nie trać nadziei. Wierzę że pewnego dnia zjawi się ktoś, kto zmieni dzieje naszej rodziny.
Itachi spojrzał na przyjaciela, wzrokiem wyprutym z nadziei.
   - Obyś miał rację - wyszeptał po dłuższej chwili


   Kolejne dni upłynęły w spokoju i niepokojącej harmonii. Myśl o tajemniczej kobiecie, której już nigdy więcej miał nie zobaczyć nieustannie nękała młodego dziedzica Uchiha. Nie było jej w spisie ludności, do licha. Wszystkie zdjęcia przedstawiały postaci bezbarwnych dziewczyn, bez krzty jej werwy, odmienności czy eteryczności… One po prostu nie był nią. Czuł to, pomimo tego że nigdy nie zobaczył tej kobiety z bliska.
Kolejny ślepu zaułek, w który z własnej woli się zapuścił. Powoli godził się z wrażeniem osobistej porażki. Miał rozwikłać tą zagadkę, tymczasem niewiadome piętrzą się niczym ogromna góra i nie zapowiada się na to, by cokolwiek zostało w najbliższym czasie wyjaśnione. Co śmieszniejsze, poza nim nikt nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Bo czyż biegająca po lesie istota, której nikt nigdy nie widział i o której nikt nic nie wie, nie jest zagrożeniem?
Gdyby tylko Sasuke wiedział, że dzisiejszy patrol okaże się dla niego przełomowym ciągiem zdarzeń, z pewnością nie szedłby na niego z taką niechęcią.  Dzisiaj bowiem spełnić się miała rzecz, której pragnął niezmiennie od tygodnia. Tajemnicza kobieta znad jeziora po raz kolejny da o sobie znać...


 W tym samym momencie na skraju lasu, niczym strachliwa łania, zza drzew wychyliła się różowa głowa. Zielone oczy ostrożnie badały teren, wyczulone na każde drgnięcie; ciało zastygło w bezruchu, wtapiając się w otoczenie.
  Kobieta miała na sobie szarą, mocno wysłużoną koszulkę o krótkich rękawach. Tkanina była brudna od ziemi i kawałków zarośli, w podartych miejscach gdzieniegdzie przebijała się goła skóra. Na okrycie nóg składały się dwa płaty umiejętnie wykrojonego, zwierzęcego futra. Stopy pozostały bose, poruszając się bezszelestnie po gęstej trawie.   
  Coś bardzo zaabsorbowało jej uwagę. Mocno wychyliła głowę próbując z daleka dopatrzyć się oddalonego o parę metrów obiektu. Wahała się jeszcze długo, rozglądając czujnie dookoła i bacznie niczym zwierzyna nadstawiając uszu, zanim wolnym krokiem wyszła na otwartą przestrzeń, skradając się w sposób powabny, znany sobie od lat…


  Szurając nogami Sasuke postanowił udać się w miejsce łączące wioskę z oddaloną częścią lasu. Znajdowało się na terytorium Itachiego i było jedyną możliwością na dostanie się do Konoszańskiego gąszczu, bez konieczności odmeldowywania się w bramie głównej. Potrzebował chwili odpoczynku od ciągłego posiadania oczu dookoła głowy.
    Po dotarciu na miejsce, nie spodziewał się jednak zobaczenia czegoś podobnego. Zamarł w bezruchu i spoglądał przed siebie z mieszaniną niedowierzenia i złości. W połowie osłaniał go konar jednego z drzew.
   Jasnowłosa dziewczyna, o podartym ubraniu, z rozwianymi, postrzępionymi włosami siedziała okrakiem na zwłokach jakiegoś mężczyzny i nuciła coś rytmicznego pod nosem. Sasuke niewiele był w stanie zobaczyć stojąc w takiej odległości, ale w oczy od razu rzuciły mu się czarne włosy ofiary i jego ciemno-zielony mundur, teraz nasiąknięty szkarłatną krwią. Ciemne oczy Uchihy spochmurniały gwałtownie, zasnute głębokim gniewem. Znał tego człowieka. Do niedawna był jeszcze członkiem jego klanu, częścią rodziny! Ogarnęła go fala niepohamowanej złości.
   Wychylił się, chcąc przyjrzeć bliżej ów kobiecie, która nieskrępowana popełnioną zbrodnią pochylała się nad ciałem zabitego mężczyzny. Gwałtowne ruchy ręki oraz opuszczona w dół głowa, z wzrokiem wbitym w jeden punkt wskazywały na to, że musiała coś pisać. Nie był w stanie dopatrzeć się wyrazu jej twarzy, gdyż w większości zasłaniały ją długie, różowe pukle włosów. Widać było, że od dawna nie zaznały dobroczynnego wpływu szczotki.
Denerwowała go przejawiana bierność. Stał za drzewem niczym ciekawski uczniak podczas gdy ta morderczyni wyprawiała nie wiadomo nawet co, nad zwłokami jego zabitego kuzyna. Poruszył się chcąc niepostrzeżenie dostać się bliżej i zaatakować znienacka, kiedy nagle.. zagubiona gałąź głośno trzasnęła pod jego stopą.
    A wtedy dwie rzeczy zdarzył się w tym samym momencie: Sasuke zaklął szpetnie wypuszczając z siebie cały tabun wygórowanych określników, natomiast kobieta gwałtownie zadarła głowę, szeroko otwartymi oczami spoglądając prosto na niego. Melodia zamarła na jej ustach, lekko rozchylonych, pobladłych, drżących.
I już wiedział, kto znajduje się niemal na wyciągnięcie ręki.
Te przerażone, zielone zwierciadła... Jakże mógłby ich nie poznać?



Mogło być trochę nudno - wiem! Znowu mogłam dać ponieść się gadatliwości - wiem! Za mało Saku za dużo Sasu! - wiem! Ja wszystko wiem! No ale co Wam mogę poradzić, kiedy tylko wątków jest do obgadana a Wordowskie strony lecą tak szybko! W pierwszym załozeniu miałam nie robić rozdziałów dłuższych niż 10-11 stron.. tymczasem już w 2 rozdziale dobrnęłam do 20. I chyba tego będę się trzymać. Mam nadzieję że przetrwaliście przez tą część. Obiecuje, że następne będą ciekawsze! Pojawiła się nasza Tajemnicza i... nic! Dokładnie nic, bo postanowiłam uciąć historie, postawić kreskę, cięcie przez sam środek, aby was nieco w niecierpliwości powstrzymać. Taka nagroda za przebrnięcie za te piekielne, pełne błędów i złych składni 20 stron. Kształcę swoje pióro i muszę zauważyć, że w osobie 3 pisze mi się coraz płynniej.
Do zobaczenia! 

16 komentarzy:

  1. aawwww, o ranyrany, uwielbiam twój styl pisania! Odnoszę wrażenie, że po prostu naczytałaś się aż tyle, że tym metaforycznym lekkim piórem lecisz jak z automatu i dlatego też tak gładko się to czyta. serio, u-wiel-biam!
    poza tym w ogóle te klimaty! o matko, takie... szlachetne i uroczyste, nie wiem, jak to ująć inaczej XD Czuję trochę, jakby to nie było Konoha o jedynie zmienionymi biegu historii, ale jakby przeniesiona do jakiegoś innego świata, co jeszcze bardziej potwierdziła mi scenka z poprzedniej notki, rusałkowata Sakura i te wilczki <3 I taki dostojny Sasuke jest taki suuuuper, poważny i chłodny, a jednocześnie całkiem dobry w środeczku. to strasznie takie no... nie wiem, seksi? :-/ nie żebym lubiła jakoś takich typów, ale to Saske, co nie, to wgl zupełnie inna sprawa w przypadku tego typka :-//////
    I jest Itachi! I Shisui, matko, gdzie indziej ja niby coś o nim przeczytam! i Neji! rozpływam się, serio, bo nie dość, że ubolewam nad brakiem tych trzech postaciek w kanonie jak cholera, to nie ma fragmentu, żebym przeskakiwała z jakiejś postaci, bo mnie nie interesują jej losy , nawet z Tenten trafiłaś do mnie jak nic, bo i ją darzę ogromną sympatią.
    i sama Hinata, nie wiem, nawet idealnie pasuje mi sposób, w jaki przedstawiasz stosunek Sasuke do niej, jak i do we wspomince do Ino!
    nawet nie wiesz, jak podsyciłaś moją ciekawość odnośnie tej fabułki. bo fakt, może nie daje znaku od siebie ostatnim czasem, ale jestem jak ninja i wszystko widzę, no nie!
    buziaki, weny, czasu na pisanko i ultra szybkiego wstawienia nam kolejnego rozdzialiku :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój styl? O, no bardzo przepraszam! :D Moim skromnym osobistym zdaniem przedstawia się w tabeli jako MOCNO przeciętny xD Ale będzie lepiej, nadzieje maaaam... Anyway.
      Dzięki wielkie za zostawienie po sobie czegoś! (2/3 długości całego rozdziału, haha, jak to Ty! :D) Byłam ciekawa czy ci się to spodoba. Czy spodoba się komukolwiek, gwoli ścisłości xD
      Sama czuje, że wszystko tutaj jest takie inne. Nienormalne! I miewam zastoje, w stylu: stuktukstuk, cos tam pisze, stukstuk, przerwa! I pytanie, po co ja to właściwie robie, skoro mam pomysł tylko na początek i tylko na zakończenie! xDD Chciałabym aby to nie był tylko mój problem, jeśli już o autorów chodzi xD
      Także będzie się tutaj działa jedna wielka improwizacja. Z naciskiem na Wielka. xD
      A o Sakurze więcej w następnym rozdziale, oczywiście!

      Pozdrowionka!
      No i czekam na rozdziaaaaał u ciebieee.. Ile można?! :D Prace na konkurs - w dodatku świetne! - wypisuje bez problemu, a z blogiem się cacka! xd

      Usuń
    2. 2/3, Ty sobie chyba nie zdajesz sprawy z długości tych twoich rozdziałów XDDDD
      o matko, właśnie to, o czym mówisz, jest powodem dla którego nie piszę w tym momencie niczego z Naruto (co nie umniejsza temu, że nadal kocham, czytam iiii jestem na bieżąco z Shindenami XD). Ogólnie u mnie fabuła UM, czy nawet JE też była dość taka ruchoma i nie do końca ustalona i dlatego chyba tak ciężko mi to idzie. Podłapałam fazkę na kolejnego swojego bloga, gdzie prezentuje się to zupełnie inaczej i treść mam nawet jakoś tak mniej więcej zarysowaną i o! Ostatnio przysiadłam do poprawiania i dopisywana rozdziału na um i zaniemogłam, zupełnie, dlatego nie ruszam tego na razie. A tobie życzę miliona pomysłów na bieżąco w takim razie, choć wydaje mi się, że nie będzie z tym u ciebie problemu :-D
      Czadzik, że już w następnym. Właśnie jestem ciekawa, czy perspektywa będzie zawsze Saskowa czy też nie.
      A, no nie wiem, wziął mnie klimat świąteczny to pisałam XD

      Usuń
    3. Mwahaha, i bardzo dobrze że pisałaś! Miałam co czytać po świętach, gry ów klimat już wygasał! xD Kurcze, jak ja się kręciłam gdy przyszło mi oglądać Sasuke Hinden... I ŻADNEGO SASUSAKU SIĘ NIE DOCZEKAŁAM, byłoby za pięknie XD Tylko w kółko jakieś pierdoły o tej faken blondynie. No złą byłam no xD

      Pomysłów mi nie trzeba, mam aż nadto! Właściwie to jest ich tak dużo, że moje rozdziały będą się chyba ciągnąć w nieskonczoność xD
      Kooocham to robić!

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wchodzę na bloga, patrzę i myślę o matko, jaki długi rozdział. No ale postanowiłam przeczytać i szczerze powiem, że czas minął szybko ;) Straszne wydarzenia opisujesz tu moja droga, intryguje mnie to, czy w rzeczywistym świecie Naruto byłoby dokładnie tak samo, gdyby Itachi nie wymordował swojego klanu.
    Interesuje mnie również to zwierze, które uratowało TenTen. Przez moment wydawało mi się, że to nie kto inny, jak Akamaru!
    Czyżby nimfą, o której Sasuke tak od dłuższego czasu rozmyśla, była Sakura? Z opisu jej postaci mogę stwierdzić, że ona również jest buntowniczką. Ciekawe jak potoczą się losy tej dwójki:)

    Będę zaglądać tu co jakiś czas, a Ciebie w między czasie zapraszam do siebie. Po sześciu latach postanowiłam powrócić do swojego starego bloga:)

    Pozdrawiam!

    love-hinatanaruto-love.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że dałaś o sobie znać! A co się tyczy samej Tajemniczej Kobiety... to nie powiem! :D Aczkolwiek w zamierzeniu mam uczynić ją jedną z ciekawszych postaci. Ona zdecydowanie będzie intrygować.. taką mam nadzieję haha :D

      Bardzo chętnie zajrzę na twojego bloga, oczywiście. :)

      Pozdrawiam cieplutko.
      Temira.

      Usuń
  4. Cześć kochana! Chciałam Cię zaprosić do siebie, gdyż skończyłam rozdział. Mam nadzieję, że zajrzysz.
    Pozdrawiam!! :)

    love-hinatanaruto-love.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział! Przeciwieństwo nudy i jak dla mnie wcale nie za dużo Sasuke. Miałam nadzieję, że Tenten jednak nie da rady uciec i jakimś cudem spiknie się z Nejim. Ale wtedy pewnie nie uniknęłaby spotkania z Madarą, więc lepiej dla niej. Madara typowy psycho killer, uwielbiam to w nim. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Madarę to jest jedna z najważniejszych postaci, biorąc pod ostrzał samą fabułę i jej przebieg. Póki co jest to niewyczuwalne, ale stan ten zmieni się na łamach następnych rozdziałów. Postaram się aby tak było :)

      Pozdrawiam cieplutko! :)

      Usuń
    2. Ooo, to mnie teraz ucieszyłaś. Madara jest moją ulubioną postacią i muszę się przyznać, że za każdym razem kiedy natrafiałam na jego imię, czytając Twoje opowiadanie, na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Mimo jego ewidentnego szaleństwa. No cóż, raczej od tego nie ucieknę. Teraz tym bardziej czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że pojawi się już niedługo. Życzę weny! Czekam :D

      Usuń
  6. Nie przepadam za początkami opowiadań, tego całego wprowadzenia itd.
    Już chcę wszystko wiedzieć. Jestem bardzo niecierpliwą osobą, więc czekanie na pojawienie się kolejnego rozdziału to męka. Oczywiście, absolutnie cię nie krytykuje, że wolno piszesz czy coś w tym stylu. Tak po prostu chciałam się wyżalić :)
    Uwielbiam twoje opowiadania. Mają ciekawą fabułę, piszesz w fajny sposób, blogi mają ładny wygląd oraz bardzo doceniam twoją systematyczność. Powinnaś być dumna, że swoimi pracami sprawiasz tylu osobom przyjemność!

    OdpowiedzUsuń
  7. Baaaaardzo mi miło, że ciągle tutaj jesteś! :D I że doceniasz moją robotę, bo chodź to lekki kawałek chleba - to jednak zajmuje straaasznie dużo czasu.
    I oh rety! Ależ będzie mi teraz źle, kiedy będę nieco spóźniona z następnym rozdziałem - a tak planowałam zrobić. Haha :D Doszłam do wniosku że najpierw podciągnę trochę zaległości z poprzedniego bloga i powypisuje notek na zapas (conajmniej 2! :)) a później zabiorę się za ten; to dlatego stan rozdziału trzeciego na tą chwile dalej wynosi 0% :D

    OdpowiedzUsuń
  8. No kurczę! Zamiast kontynuować czytanie Twojego drugiego bloga ciągle wchodzę w ten link z myślą "A może jednak..."
    No i jednak nie. Nie ma nowego rozdziału! A ja czekam jak głupek jakiś.
    Mam nadzieję, że już niedługo się doczekam.
    Nie chce Cię ponaglać, ale liczę na to, że coś tam już się pisze.
    Duuuuużo weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hehe, podoba mi się, że pokazujesz tutaj postacie, o których w innych historiach mało się czyta. :D Na przykład taka Tenten. I Madara. Ale o Uchiha u ciebie dużo będzie, skoro klan ma się dobrze. Chociaż to co się dzieje w tej rodzinie już takie fajne nie jest. :D
    Na razie rozdziały mi się podobają. :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics