niedziela, 18 grudnia 2016

Wzburzone fale rzeczywistości

Ptaki zaczęły budzić się w gałęziach drzew, rosa lśniła jeszcze na trawie, a perłowe światło blasku zalewało pusty las. Dwaj mężczyźni w ciemnozielonych mundurach z wymalowanym wachlarzem na plecach, podeszli do kępy drzew.
Wyższy, Itachi Uchiha spojrzał z uwagą na kompana, rozważając w duchu najlepsze wyjście ze swojej sytuacji.
Byli rodzeństwem, a jednak różnili się jak niebo i ogień. Itachi cieszył się powszechną sympatią wśród wszystkich mieszkańców Konohy. Znany był jako osoba pogodna i stroniąca od konfliktów, spory rozwiązując nie pięścią lecz słowem.  
To sprawiało, że wraz z najbliższym przyjacielem - a zarazem służbowym partnerem, Shisuim Uchihą, byli cenionymi funkcjonariuszami, do których cywile chętniej zgłaszali się po pomoc. Nie brakowało mu przy tym siły i autorytetu.
Itachi miał odbyć dzisiaj patrol dookoła murów wioski, pewna okoliczność zmusiła go jednak do zmiany planów. Ów okoliczność nosiła dumne imię Izumi i również była członkinią rodu, młodszą od niego o niecały rok.
Kobieta nie odbiegała wyglądem od innych przedstawicieli klanu. Tak jak wszyscy miała ciemne włosy oraz oczy. Przesadą byłoby nazwać ją brzydką, chodź nie należała też do piękności. Izumi była po prostu zwyczajna. Nie za chuda, nie za gruba, nie za wysoka, z twarzą nie tak pociągającą, raczej wąskimi ustami, i oczami spoglądającymi na świat w sposób naturalny. Nie przyciągała hipontyzującym spojrzeniem, a jej policzki zdecydowanie zbyt często, jak na gust młodego Sasuke, pokrywały się rumieńcem.  
Była niewyróżniającą się istotą o przeciętnych umiejętnościach. Od młodości przyjaźniła się z Itachim, będąc w nim do nieprzytomności zakochaną.
           Spotykali się od jakiegoś czasu, utrzymując to w ścisłym sekrecie.
Ojciec dwójki braci, Uchiha Fugaku jako przywódca klanu oraz władca Kraju Ognia bardzo rygorystycznie podchodził do spraw ożenku dwójki swoich następców. Starszemu wróżył karierę niepokonanego shinobi, by ten w przyszłości mógł zająć jego miejsce. Młodszy - Sasuke, miał zapewnić ciągłość rodu i spłodzić męskiego potomka. Fukagu jeszcze za czasów dzieciństwa, zaręczył go z równą mu wiekiem dziedziczką rodu Hyuuga. Nazywała się Hinata.
   Rządy, w porównaniu do poprzednich Hokage, prowadził twardą ręką.
  Zza biurka tyranizował mieszkańców masą ograniczeń i przepisów. Był człowiekiem bardzo upartym i nieprzystępnym, o niezmiennym ideałach oraz ciasnych poglądach. Potrafił prowadzić dyskusję, szczycił się niezachwianym opanowaniem i, co najistotniejsze nigdy nie działał pod wpływem emocji.
 Na czas swojej dożywotniej kadencji - chodź nikt nie nazywał tak tego głośno, miał w zamierzeniu utrzymać przymusowy pokój wśród wszystkich części społeczeństwa.
Wojskowe Siły Policyjnie liczyły blisko 40 osób; w szeregach znajdowali się wyłącznie mężczyźni z klanu Uchiha. To oni byli organem kontrolnym, działając na podstawie niepodlegającym dyskusji zasadom oraz częstym rewizją i przeszukiwanią. Ludność w wiosce liścia trzymano na krótkiej smyczy, każdą próbę jej zerwania karając natychmiastową likwidacją buntujących się jednostek.
   Nieprzystępność policjantów miała zadanie zapobiegawcze swobodniejszym działaniom cywilów. Konflikt zawsze równał się z osłabieniem wpływów, a Fugaku, dobrze wyszkolony do pełnienia roli przywódcy licznych mas, doskonale o tym wiedział.
  Wiedział o tym również Madara, jego osobisty pomocnik, lewa oraz prawa ręka, nierzadko inicjator rozwiązań na umocnienie władzy, osoba odpowiedzialna za szkolenie nowych kadetów.
Tak.
Madara Uchiha zdecydowanie był człowiekiem gotowym na wszelkie poświęcenia, jeśli w grę wchodziło rządzenie nad krajem - na dobry początek.
Klan Uchiha bardzo sumiennie podszedł do przejętych na mocy pozbycia się uprzednich władców, obowiązków. Po dramatycznych wydarzeniach sprzed 13 lat, o których żaden śmiałek nie odważy się wspomnieć choćby w myślach, zmieniło się wszystko.
   Tak więc Fukagu przekonany o słuszności swoich przekonań, nie chciał nawet słyszeć o sprawach sercowych starszego syna, uznając je za niegodne przyszłego władcy.
Sam ożenił się z rozsądku, za żonę biorąc bardzo młodziutką wtedy Mikoto Uchiha.
Pech chciał, że starszym z braci - i to o całe 8 lat - był Itachi, z wzajemnością zakochany w przeciętnej Izumi. “Wielka sercem”, tak zwykł o niej mawiać i nigdy się tego nie wstydził.
    Pogodzenie sekretnego związku, nieustannych treningów oraz ogromu pracy znacznie przerosło możliwości przyszłego dziedzica. Wplątał do spisku młodego Sasuke.
Niejednokrotnie w tajemnicy przejmował on obowiązki Itachiego, zawsze wywiązując się z zadań sumiennie, czasami nawet z przesadnym zaangażowaniem.
Co nie znaczyło, że popierał jego działania.
  Dzisiejszego ranka Sasuke również punktualnie stawił się na miejscu, gotowy do wykonania służby. Miał odbyć patrol w lasach otaczających mury wioski.
Pracowało w nich dużo ludzi, głównie drwali i myśliwych, i podobnie jak każdą czynność w życiu mieszkańców, tą również należało kontrolować. Zgodnie z wydanym przed laty rozporządzeniem, 60% uzyskanych surowców wędrowało w postaci darowizny na poczet Klanu Uchiha.
Jego zadaniem było sprawdzenie, czy wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Zatajanie ilości posiadanych dóbr było traktowanie szczególnie surowo. Każdego, kto ośmielił się przeciwstawić woli Hokage, spotykał natychmiastowy proces.
   - Tutaj się rozdzielimy - zadecydował Itachi, odwracając się w swoją stronę.
 Niewiele od niego niższy Sasuke Uchiha, był człowiekiem całkowicie odmiennym, bardziej skomplikowanym, gdy trzeba - nawet bezlitosnym. Świadczył o tym chodźby twardy zarys szczęki i surowa linia pełnych, ładnie wykrojonych ust.
Miał przystojną twarz o nieco aroganckim wyrazie.
 Wyniosłość i rezerwa sprawiały, że nigdy nie był duszą towarzystwa. Szacunek wzbudzał dzięki nieustępliwości i ogromnemu poczuciu obowiązku.
Miał opinię człowieka bezwzględnego, nie stroniącego od uprawnień, jakie nadawało mu jego policyjne stanowisko.
   - Miałem wrażenie że kto jak kto, ale ty Itachi nie dasz wciągnąć się w grę, jaką do porzygania serwuje ci ta roztrzepana dziewczyna. - zauważył Sasuke, wznosząc oczy do nieba. Nie wierzył, rzecz jasna w instytucje miłości, sądząc że brat po prostu na starość traci resztki rozumu.  
Itachi musiał być szalony, skoro dla nic nie znaczącej kobiety był w stanie odłożyć na bok obowiązki wobec Klanu i stale narażać się na srogi gniew ojca.
    - Czy wspominałem ci już, że Izumi ma wielkie serce?
Sasuke wykrzywił się kwaśno.
    - Jakiś milion razy.
    - A więc nie powinieneś dalej się temu dziwić. - Spoważniał i zamilkł na krótko - Daj jej szansę i chociaż postaraj się ją polubić. Jak nie dla siebie czy dla niej, to dla mnie. Wiem, że nie dościga ona urodą twojej przeuroczej narzeczonej ale to nie powód, żeby od razu rzucać w nią mięsem. Izumi zawsze wyraża się o tobie z taką sympatią.
  - Muszę przyznać ci racje. - powiedział bezbarwnym głosem - Hinata nie odzywa się przecież wcale.
   - Po prostu robi to rzadko - odparł z przyganą Itachi - To bardzo nieśmiała istotka, przecież wiesz. Ty za to jesteś w stosunku do niej paskudnym burakiem. Nic dziwnego że dziewczyna jest przestraszona. Dumni ojcowie chyba nie wiedzieli co robią, swatając was przed laty.
   - Poprawiali stosunki między klanami, jak mniemam.
 Starszy mężczyzna westchnął ciężko.
  Słowa nie oddadzą w pełni jak trudna była sytuacja. Żadna z zaangażowanych stron nie pałała szczególnym entuzjazmem co do zainicjowanego mariażu. Przy spotkaniach mających na celu przybliżenia do siebie nieszczęśliwego narzeczeństwa, Sasuke odnosił się do kobiety z chłodną kurtuazją, a bogu winna Hinata odliczała dni do swojej śmierci.  
   Nie były to udane rozmowy, o ile o jakichkolwiek rozmowach może być w ogóle mowa.  
   - Zbliża się czas patrolu. - rzekł Itachi, zatrzymując oczy na niezłomnie wyprostowanej postaci Sasuke - Uważaj na siebie, młody.
   - Ta. Jak zawsze.
   - I nie wszczynaj niepotrzebnych awantur. - dodał mimochodem, wiedząc że są to czcze przestrogi. Sasuke nie liczył się z nikim, często wyciągając konsekwencje z banalnych przewinień. Biedni mieszkańcy Konohy musieli mieć się na baczności, jeśli nie chcieli ściągnąć na siebie płomiennego gniewu młodszego Uchihy.
  Mimo tego Itachi bardzo kochał swojego brata, wykazując w stosunku do niego dużą dawkę cierpliwości oraz zrozumienia. Fugaku nie krył się z faktem, że to starszy syn jest dla niego największą chlubą i faworyzował go do granic możliwości, w młodszym widząc tylko nieudany pierwowzór swojej żony- chodź nie była to prawda. Z charakteru bliższym jej był życzliwy Itachi.
Cała masa niezliczonych uprawnień, jakimi obdarzone były Wojskowe Siły Policyjne Konohy zawróciły w głowie nie tylko Sasuke. Funkcjonariusze codziennie bez konsekwencji robili wszystko, na co przyjdzie im ochota.  
   Na Hokage nie robiło to wrażenia, na Itachim - wręcz przeciwnie. Zdanie to podzielała również wielka sercem Izumi, lecz ona, jako zaledwie kobieta, niewiele miała do powiedzenia.
   - Kiedy zamierzasz wrócić do domu? - zapytał Sasuke, nieświadomy myśli krążących po głowie brata.
  Sam nie widział nic złego w swoim postępowaniu.
  Wypełniał powierzone mu obowiązki bez chwili zwłoki. Nie czynił nic, co w oczach reszty rodziny mogłoby zesłać na niego wstyd czy hańbę.
Już jako dziecko bacznie przyglądał się metodą pracy krewnych, i pewnego dnia poprzysiągł sobie, że kiedy dorośnie, będzie taki sam jak oni. Silny i władczy, wzbudzający szacunek! Będąc zaledwie 10-latkiem żyjący w cieniu osiągnięć brata, za wszelką cenę chciał zyskać aprobatę surowego rodziciela. Teraz, jako blisko 20 letni mężczyzna nareszcie stał się jednym z najlepszych policjantów w oddziale; słynął z brutalności metod i niebywale ciężkiej ręki.
  Itachi długo wahał się z odpowiedzią.  
   - Wieczorem. Kiedy wrócisz, powiedz matce, że nie będzie mnie na obiedzie. Spóźnię się też na kolację.
   - Zamierzasz spędzić z tą dziewczyną cały dzień?
Głos Sasuke brzmiał niedowierzaniem.  
W życiu nie poświęcił żadnej kobiecie więcej niż godzinę. Z resztą uznawał je za istoty trywialne, zbyt marudne, gadatliwe i niemądre, przeznaczone wyłącznie do prokreacji.
 Za czasów akademii młode dziewczęta nie dawały mu w spokoju przyswajać niezbędnej wiedzy, niezmiernie go tym samym irytując. Dopiero wstępując do policji mógł w końcu poczynić kres tym głupstwą.
Od tego czasu żadna osobniczka płci przeciwnej nie odważyła się rzucać w jego stronę maślanymi oczkami. Kobiety które uprzykrzały mu cenne lata nauki, teraz przyspieszały panicznie i odwracały głowy, kiedy w spokoju przemierzał uliczki Konohy.
   - Pół dnia. Później wybiorę się na trening.
Ciemne oczy Sasuke pojaśniały.
   - Będę mógł do ciebie dołączyć?  
Okolice rozjaśnił perlisty śmiech Itachiego. Obdarzył brata przelotnym stuknięciem dwoma palcami w czoło i odwrócił się, wolnym krokiem zmierzając w swoją stronę.
   -  Może innym razem, młody.


  Podczas gdy Itachi teleportował się na miejsce umówionego spotkania z Izumi, Sasuke zdążył odejść kilka kroków w głąb lasu. Zdecydował się przebyć trasę dzielącą go do pierwszego punktu patrolu pieszo.
   Nie podziwiał przyrody ani nie zachwycał się zapachami, po prostu uznał, że czas rozprostować nogi po całym dniu bezczynnego sterczenia na komisariacie. Udało mu się co prawda wyciągnąć kilka informacji od schwytanego kupca, ale nie było to wystarczające by dowody przeważyły o jego winie. U mężczyzny znaleziono więcej artykułów, niż było to zaznaczone w spisie przewożonych towarów.
  Przemierzał las powoli, pogrążony w głębokim zamyśleniu.
Ani się obejrzał, a już dotarł na miejsce. Wyłonił się spomiędzy grubych konarów drzew.
  Na jego widok grupka pracujących drwali rozszerzyła z przerażenia oczy. Wszyscy zaprzestali wykonywania swoich zajęć, ustawiając się w równym szeregu, ramię przy ramieniu.
   - Czy Szanowny Itachi nie miał mieć dzisiaj dyżuru? - jęknął jeden z nich, gorączkowymi ruchami podstawiając Sasuke pod nos raporty z ubiegłych tygodni pracy.  
  Ciemnowłosy zerknął na zbiorowisko krytycznie, nie od razu biorąc dokumenty w dłonie. W kontaktach z mieszkańcami zawsze stawał się szorstki i nieprzystępny. Był w końcu nie byle jakim policjantem. Nikt nie miał prawa podważyć jego decyzji.
   - Dla Ciebie Główny Funkcjonariusz Uchiha Itachi. - warknął z typową dla swojego rodu wyższością, bystrym okiem zerkając na tabele statystyczne. Powierzchownie wszystko wydawało się w porządku ale już on znał sposoby tych robaków, by ukryć pewne informacje.
Co jest, do licha?  
Im bardziej zagłębiał się w szczegóły, tym więcej niedociągnięć wychodziło na światło dzienne.
 Podłużna bruzda przecięła jego czoło.
   - C-Coś nie tak? - powiedział z obawą robotnik, po czym zdając sobie sprawę z zażyłości wypowiedzianych słów, pospiesznie dodał: - Główny Funkcjonariuszu Uchiha Sasuke?
   Sasuke bez ostrzeżenia z pełną mocą uderzył drwala pięścią w szczękę. Nieszczęśnik aż złożył się na ziemi
   - Zamilcz, głupcze. Sprzedajecie drewno poza wioską, by nie musieć płacić podatków. Marną część oddajecie klanowi.. Grozi za to kara śmierci dla całego zakładu. Myślałeś, że się nie domyślę? - Zamachał plikiem dokumentów - Co to za śmieszne cyferki? Masz mnie za durnia?
   - Wybacz Panie! - Jęknął żałośnie, gdy Uchiha twardą podeszwą buta z premedytacją nadepnął mu na palce - Ale podatki są takie wysokie! Po ich odliczeniu prawie nic nie zostaje! Nie mieliśmy wyboru! Inaczej nasze rodziny pomarły by z głodu!   
   - Dopuściliście się przestępstwa i teraz za to zapłacicie. Nie obchodzą mnie wasze problemy. Wstawaj, śmieciu
Szarpnięciem dźwignął leżącego mężczyznę z ziemi. Ten zatoczył się nieporadnie i chwiejnie stanął na nogach, podpierany przez bladych jak kreda współpracowników.
   - Szanowny Panie Władzo, czy nie moglibyśmy się jakoś dogadać? Prosze. Błagam pana!
Sasuke z oburzeniem aż nadstawił uszu.
   - Słucham?!
   - Zapłacimy wszystko! Całą należność! Ale prosze dać nam czas! - powiedział ktoś inny, składając ręce jak do modlitwy.
   - Dobrze więc... - Sasuke skrzyżował ramiona na piersi, patrząc na wprost z surowością - Daje wam na to 12 godzin.
   - 12 godzin?! Ale to za mało Czcigodny Funkcjonariuszu Sasuke, jak… !
   Twarda pięść Uchihy po raz kolejny hucznie zetknęła się z twarzą nieszczęśnika. Krew polała się z mocno potłuczonego nosa, plamiąc twarz i ubranie mężczyzny, a także rękę młodego policjanta.
   Sasuke zaklął szpetnie, wycierając zabrudzoną skórę wyciągnietą z kieszeni chusteczką.
   - 12 godzin śmiecie. W innym wypadku sprawa trafia do akt i wszczynam proces, a później osobiście zadaje wam wykańczający cios. To chyba jasne, że wszyscy ponosicie wine? Jeśli się nie wyrobicie, dopilnuje aby ręka sprawiedliwości dosięgnęła również wasze podobno wygłodzone rodziny. - Po czym ostro dodał: - To moje ostatnie słowo. Macie mi jeszcze coś do powiedzenia, zanim sam to odkryję i potężnie się wkurwie?
Grupka wystraszonych robotników, nie licząc leżącego na ziemi mężczyzny, wymieniła nerwowe spojrzenia.
   - Właściwie to tak, jest coś takiego. - wyznał z wahaniem najniższy z nich, około 16 letni młodzieniec - Przemierzając dzisiaj las w poszukiwaniu najlepszych drzew do ścięcia, przypadkowo natknęliśmy się na zwłoki dorosłego łosia, chyba samca ale nie wiem. Były świeże i wszyscy podejrzewamy, że nasz hałas musiał odstraszyć drapieżnika. Panie, w życiu nie widziałem czegoś podobnego. Wielkie zwierzę z mnóstwem ran od ogromnych zębów i pazurów. A przecież każdy wie, że w naszych lasach nie ma niedźwiedzi ani tygrysów.
   - Nie widzieliście nic w okolicy? - zapytał Sasuke przysłuchując się z uwagą.
   To może być wymagające zadanie, pomyślał i wytężył umysł.
Im dłużej rozważał, tym większa ogarniała go ekscytacja. Któż zajmie się tym lepiej, niż on?  Przypadek różnił się od banalnych sytuacji z jakimi spotykał się notorycznie, prowadząc beznamiętne obchody wśród uliczek wioski. 4 pomidory, przewożone w nadmiarze na kupieckim wozie to kpina. Tutaj, w środku lasu czaił się groźny drapieżnik.
Postanowił znaleźć to dziwne stworzenie, gdziekolwiek by się ukrywało, a przed tym nie mówić nikomu, czego się dowiedział. Obawiał się, że zwierzę mogłoby wzbudzić zbytnie zainteresowanie reszty Klanu.
   - Nie, Panie. Ani śladu. Z resztą, te zwłoki wciąż tam leżą. Chcieliśmy to zgłosić rzecz jasna, ale dopiero po zakończeniu dyżuru.
   - Nie zapominajmy również o innych, dziwnych śladach na ciele zabitego zwierzęcia. - dopowiedział inny mężczyzna, wychylając się ze zwartego szeregu - Długie i podłużne szramy, jak od linijki! Nawet drapieżniki nie zabijają z taką przykładnością. Mówię wam! To nie mogło być zwykłe stworzenie!
Sasuke zmarszczył brwi, lecz nie podzielił się z obecnymi swoimi podejrzeniami.
   - Zaprowadźcie mnie tam. Natychmiast. - nakazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Gdy po 5 minutach szybkiego marszu dotarli na miejsce, płonne nadzieje Sasuke prysły jak bańka mydlana.
Odwrócił się ku grupie drwali z czystą furią.
   - Próbujecie zrobić ze mnie kretyna?! Przecież tu nic nie ma!
Mężczyźni wydawali się jeszcze bledsi niż przed sekundą, kiedy odkryli, że w miejscu przebywania upolowanej ofiary widnieje tylko nie tak bardzo wygnieciona trawa. Zielone źdźbła były jednak dość wysokie, by wyraźnie określać granice miejsca w którym do niedawna zalegało ciężkie zwierzę.
  Sasuke ze złością rozejrzał się wokół. Nigdzie nie było śladów, mówiących o pociągnięciu zwłok przez drapieżnika gdzieś w głąb lasu.
Wszystko wskazywało na to, że podobno martwy łoś wstał i jak gdyby nigdy nic oddalił się z miejsca swojej śmierci. To brzmiało nieprawdopodobnie, zwłaszcza dla trzeźwo patrzącego na świat Sasuke.
   - Ale na własne życie przyrzekamy, że leżał tutaj! Jeszcze tego ranka! - Jeden z odważniejszych robotników uderzył na alarm. Obrócił się do Uchihy przodem.
   - Wasze życie jest dla mnie gówno warte. Jak martwy łoś miałby się stąd wynieść, wy idioci?!
   - Może to stworzenie wróciło i go zabrało. - zaproponował ktoś z trwogą.
Policjant warknął złowrogo i silnie złapał śmiałka za kołnierz. Bez trudu poderwał go parę centymetrów ponad ziemię. Czarne oczy patrzyły z wściekłością.
Nienawidził gdy grupka błaznów usiłowała obedrzeć go z dumy. Wymierzył mężczyźnie celnego kopniaka w brzuch.
   - Ktoś jeszcze chce popisać się wiedzą? - rzucił donośnie - No, śmiało! Może któryś zechce mi wyjaśnić, jakim cudem jakakolwiek bestia miałaby przenieść tonowego łosia z miejsca na miejsce, nie naruszając trawy? Spójrzcie baranie łby! - Był wyraźnie wytrącony z równowagi. Wskazał palcem na jakiś punkt na ziemi - W tym miejscu rośliny są bez skazy. Za to tutaj wyraźnie widać załamane źdźbła. Łoś tu był niewątpliwie… Ale żywy! Pieprzeni idioci. Tylko straciłem czas!
 Nie odwracając się, szybkim krokiem odszedł w stronę wioski.


   - Sasuke, już wróciłes?
  Mikoto Uchiha kręciła się po kuchni, przygotowując składniki na obiad. Po pomieszczeniu unosił się przyjemny aromat. Sasuke w wisielczym nastroju usiadł przy stole, nie zwracając większej uwagi na krzątającą się z konta w kąr rodzicielke.
 Była to wysoka, chuda kobieta o niewyczerpanych pokładach cierpliwości. Opieka nad dwójką rozbrykanych chłopców nauczyła ją, co znaczy być prawdziwą ostoją spokoju.
Czarne włosy wdzięcznie okalały twarz w kształcie serca, a hebanowe oczy emanowały ciepłem i życzliwością. Usta miała wąskie, skore do uśmiechu.
  Plotki głoszą, że spodziewała się kiedyś trzeciego dziecka.
Trzeciego dziecka jednak w Siedzibie Przywódcy Klanu nie było. Podobnie jak nie było go nigdzie indziej.
  Z trzaskiem postawiła garnek na palniku.
   - Sasuke?
Niechętnie podniósł głowę.
   - Tak, tak wszystko w porządku.
   - Wcale nie o to pytałam. - powiedziała ze śmiechem i odwróciła się, wycierając dłonie w materiałową szmatke. Patrzyła z troską na dorosłego syna, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że to przecież dalej ten sam, mały chłopiec.. tylko ukryty w ciele przystojnego mężczyzny.
Jej uśmiech zdradzał czułość. - Coś się stało?
   - Nie - odparł natychmiast
   - Czyli jednak.  
Odłożyła ścierkę na stół i zasiadła na jednym z krzeseł. Delikatna, kobieca dłoń przykryła dużą rękę Sasuke. Zmarszczył brwii.
   - Matki nie oszukasz, cwaniaku - pociągnęła ciepło. Oparła się chęci lekkiego poszarpania syna za policzek. Ciężko było jej odzwyczaić się od starych nawyków.
Kobieta bardziej od wszystkiego na tym świecie, kochała swoje dzieci. I jak to matki mają w zwyczaju, znała synów lepiej, niż oni sami mogli to przyznać.
Patrząc na Sasuke widziała wesołego, w głębi serca towarzyskiego mężczyznę, pełnego miłości i zrozumienia. Wyparł się tych cech, co nie znaczyło, że nie ukrywa ich gdzieś w głębi serca.
To środowisko wymuszało na młodych chłopcach wyrobienia w sobie obojętności i rezerwy; zaś bycie synem przywódcy narzucało dodatkową presję. Itachi przemógł ciążące nad nim przekleństwo, za to Sasuke pogrążał się w nim coraz głębiej. Usilnie chciał zasłużyć na akceptację surowego, rodowego społeczeństwa, po drodze nieświadomie zatracając samego siebie.
Mikoto wiedziała o tym doskonale, z boku obserwując atmosferę i sytuację rozwijająca się wśród ścian Dzielnicy Klanu Uchiha.
Bała się o syna. Był tak młody i podatny na wpływy, łatwy do zmanipulowania. Ród obfitował w osoby, chcące to wykorzystać. Lecz była to droga, którą musiał pokonać sam.
Przy każdej okazji starała się przekazać mu całe swoje matczyne ciepło. Bo w istocie sam jednak nie był. Nigdy by na to nie pozwoliła. Nawet jeśli nie zawsze mógł liczyć na ojca.. Nieważne. Mikoto starała się nadrobić tą pustkę podwójną dawką miłości.
   - Oboje z Itachim jesteście tak samo prości do rozgryzienia. - mówiła dalej, bo Sasuke jak zawsze, nie chylił się ku szczerym rozmowom. - Jego też ostatnio coś gryzie, prawda? Nie musisz odpowiadać, jasne że znam już odpowiedź. Trochę sobie teraz po gdybam bo chyba nic mi nie wyjaśnisz, co uparciuchu?
   - Nie ma tutaj nic do wyjaśniania, mamo.
Wstała i podeszła do kuchenki, mieszając stojące na gazie warzywa. Po jego tonie wyczuła, że się uśmiechał. Uśmiechnęła się również.
   - Zawsze bardzo się różniliście, ty i Itachi - Mimo jego cichym protestom zaczęła mówić - I nigdy nie było rzeczy, z którą byście się zgadzali. Teraz również musi tak być. Tak jest zbudowany ten świat.
   - Może zaczniesz pisać wiersze?
   - Ciiicho nie przerywaj matce, ty smarku - zganiła go z rozbawieniem. Melodyjny chichot rozniósł się po domu, podobnie jak drażniący kubki smakowe zapach. - Kobieta. - Rzuciła nagle z rozmarzeniem - Przedmiotem roztargnienia jednego z was jest kobieta.
   - Pytasz czy stwierdzasz? - rzucił, uśmiechając się lekko pod nosem.
Jego matka była jedną osobniczką płci pięknej, którą szczerze kochał do szaleństwa, chodź nigdy by się do tego nie przyznał.
Miała w sobie coś niesamowitego, co sprawiało, że nawet gruba warstwa ogłady Sasuke topiła się pod wpływem ciepłego spojrzenia czekoladowych oczu.
  Była wyśmienitą aktorką.
Nikt do tej pory nie podejrzewał, co czaiło się pod pryzmatem czułych spojrzeń, niczym przyczajone w cieniu idylli demony. Mroczna aura smutku co jakiś czas na krótko odbijała się w zaszklonych zwierciadłach.
 W rzeczywistości Uchiha Mikoto była osobą głęboko nieszczęśliwą, nosząca zarówno w  sercu jak i duszy ogromne brzemię. Rozpacz tak potężną, że każdej nocy budziła się z trwogą. W takich momentach zawsze pędziła do pokojów swoich synów; obserwowanie, jak głęboko i spokojnie śpią, przynosiło ukojenie.
 Tylko Fugaku świadomy był osobistej tragedii małżonki, nawet on jednak nie zdawał sobie sprawy, jak mocno mroczne wydarzenia z przeszłości zakorzeniły się w jej umyśle.
Często bardzo omylnie interpretował jej zachowania. Zaglądanie do pogrążonych we śnie dzieci tłumaczył postępującą paranoją, konsekwencją przebytego przed 13 laty wstrząsu. Popadłby w wielką zadumę, gdyby dowiedział się, że początki nerwicy rodzą się nie z szaleństwa - lecz ogromnego, potęgującego z dnia na dzień strachu.
Każdej nocy Mikoto dwukrotnie oddychała z ulgą. Każdorazowo, gdy odnajdywała w łóżkach całe i zdrowe postacie każdego z synów.
   Nagle wyrwała się z otępienia. Spojrzała przytomnie na znużonego, chodź cierpliwie czekającego na odpowiedź Sasule.
   - Zamyśliłam się, przepraszam. Co mówiłeś?
Pokręcił z politowaniem głową, ale nic nie powiedział.
   - Pytasz czy stwierdzasz, że Itachi sobie kogoś znalazł? - powtórzył spokojnie
   - O, a więc to Itachi! Cóż.. stwierdzam. - zdecydowała pewnie - Myśli że tego nie zauważyłam. Ale to przecież jasne, skoro chodzi z głową w chmurach. Czasami sama go nie poznaje. Mój mały dorosły! Zawsze taki wyniosły i dumny ze swoich umiejętności. A teraz się zakochał. No kto by pomyślał!
  - Apropo. Kazał przekazać, że nie będzie go na obiedzie.
  - Więc już się z nim widziałeś? - ucieszyła się, lecz mina szybko jej zrzedła. Przypomniała sobie coś smutnego. - Oh, jakie to okropne że po 26 latach on wciąż ma przede mną jakieś tajemnice! Ty zapewne wiesz nawet z kim się spotyka!
Sasuke uśmiechnął się niczym uliczny cwaniaczek. Do pełnego efektu zabrakło tylko elementu maniakalnego pocierania rąk
   - A no wiem.
   - I nic mi nie powiesz?... Musisz! Jako matka każe ci ujawnić jej imię… Och, umrę chyba z ciekawości! Czy ona jest dla niego dobra?
   - Nie ważne - Machnął ręką, jakby odpędzał natrętnego owada. Potem podejrzliwie zmrużył brwi - Co istotniejsze… Czy ojciec wie o intencjach Itachiego?
Mikoto raptownie spoważniała. Odwróciła się w stronę okna, wyglądając przez nie z kamiennym wyrazem twarzy. Ciemne oczy zdradzały niepokój.
   - Nie, jasne że nie. Wiesz jakby na to zareagował.
   - A jednak ty to akceptujesz? - zapytał ze zdziwieniem. Do tej pory matka zawsze podpisywała się pod słowami Fugaku, rzadko przejawiając umiejętność samodzielnego dokonywania decyzji. Zabębnił palcami o blat stołu. - Nie powinnaś podzielać zdania męża?
  Czuł się odpowiedzialny za sekret brata. A mówiąc ściślej: za utrzymanie aby sekret był dalej sekretem. Ufał rodzicielce, ale obawiał się, że w jej ustach tajemnica Itachiego nie jest bezpieczna.
  Jednocześnie nigdy nie nauczył się jej okłamywać.
Koniec tej historii był taki, że nie mógł zaprzeczyć kiedy ona - sama co prawda, domyślała się rzeczywistego stanu rzeczy.
   - Przykładna żona powinna tak zrobić, masz racje. - powiedziała Mikoto, rozważnie dobierając słowa - Ale mi, kochany, zależy tylko na szczęściu Twoim oraz Itachiego. Ja i wasz ojciec w swoim życiu doświadczyliśmy już zarówno ogromnego smutku, jak i ogromnej radości. Już nic nie może nas zaskoczyć. Wy za to macie przed sobą wszystko.
   - Sądzisz, że i ja mam szansę na ogromne szczęście?
 Świadomie pominął kwestię ogromnego smutku. Nie miał dziś ochoty na poruszanie takich tematów.
Były takie momenty, gdy jego matka bez ostrzeżenia popadała w stan głębokiego otępienia; nawet walące się niebo na głowe nie byłoby w stanie wybudzić jej z ataku melancholii. Przyglądał się jej wtedy uważnie. Oczy bez wyrazu spoglądały przed siebie nie patrząc, a na twarz wstępowała cała gama emocji, począwszy od rozpaczy, kończąc na obojętności.
  To przerażało Sasuke.  
   - W dodatku przy boku pięknej kobiety - uściśliła z promiennym uśmiechem
   - Hinaty?
   - Właśnie.
   - No to przewiduje sobie co najwyżej długie lata ogromnej nudy.
Najpierw usłyszał ciche westchnięcie, a później dźwięk zbliżających się kroków. Spojrzał ku matce z lekko zmarszczonymi brwiami.
   - Sasuke. Wiedz, że nigdy nie byłam za tym, aby narzucać ci narzeczoną. To ten twój cholerny ojciec uparł się na połączenie z klanem Hyuuga! Tak się złożyło, że Hiashi miał córkę równą ci wiekiem… Niestety wszystko zostało przesądzone, nim zdołałam wypowiedzieć chociaż pierwszę literkę od “Niezgadzam się”.
   - Nie przejmuj się mamo. Jej obecność nie robi mi żadnej różnicy.
Odwrócił wzrok, byleby nie musieć patrzeć na zmartwiony wyraz twarzy Mikoto. Splotła ręce na brzuchu i spojrzeniem przepełnionym poczuciem winy, usiłowała wiercić mu dziurę w czole.
Ignorował to, ale cisza przedłużała się.
W końcu nie wytrzymał:
   - Mówię poważnie. Przestań. Nigdy nie dałem wam do zrozumienia, że mi się to nie podoba. Z praktycznego punktu widzenia mam spokój.
   - Teraz tak mówisz. Ale co będzie, gdy zakochasz się w kimś innym?
   - To niemożliwe. Nigdy się w nikim nie zakocham, możesz być o mnie spokojna.
To wcale nie uśmierzyło jej obaw.
   - Nigdy tak nie mów, Sasuke. Miłość przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie! Nawet nie próbuj zaprzeczać... Jeszcze wspomnisz moje słowa. A teraz jedz, proszę.
  Postawiła przed nim pełny talerz jedzenia i uśmiechnęła się zachęcająco.


Po obiedzie miał zamiar złożyć ojcu wizytę w budynku Hokage, jednak sprawa martwego lecz żywego łosia wciąż nie dawała mu spokoju. Jeszcze tego samego dnia wrócił do lasu.
  Stojąc nad wygniecionym w trawie, nieregularnym kręgiem, milcząco przyglądał się śladom. Ukucnął.
 Palcami przeczesał gęsto rozrastające się zarośla i wytężył wzrok. Na niektórych źdźbłach widniała jeszcze zaschnięta krew, niemożliwa do dostrzeżenia z większej odległości. Zabity łoś musiał leżeć tutaj. Nawet przez chwilę nie pomyślał inaczej.
 Ufał, że banda robotników jest w stanie odróżnić żywe zwierze, od martwego. Ich przejęcie sprawą było z resztą szczere.
Rozejrzał się w nadziei, że coś dostrzeże.  
W okolicy nie było nikogo, las tętnił spokojem i nawet ptaki nie zakłócały ciszy swoim śpiewem. Żadnych poszlak mogących pomóc mu w ustaleniu dalszych losów zabitego stworzenia, oczywiście, nie znalazł. Postanowił więc poszukać ich w okolicy. Właściwie i tak nie miał nic innego do roboty.  
Ruszył w mozolną wędrówkę przez zgliszcza, nie wiedząc nawet czy idzie w dobrą stronę. W takich sytuacjach żałował że nie posiada byakugana, którym mógłby teraz przeczesywać teren stojąc w jednym miejscu, bez konieczności narażania się na poszarpanie wystającymi gałęziami. Tymczasem błądził bez sensu.
 W pewnym momencie pomyślał, że w razie dzisiejszego niepowodzenia poprosi o pomoc Hinate. Właściwie dlaczego by nie? Ma zostać jego żoną i nic nie zaszkodzi, jeśli zabierze ją pewnego dnia na spacer do lasu, w zamian oczekując zaledwie jednej, małej przysługi. Miał nadzieje że dziewczyna nauczyła się posługiwania dziedzicznym brylantem klanu Hyuga. Skoro okazja na dobrowolne wybranie sobie towarzyszki życia przepadła, niech Hinata okaże się chociaż warta tego całego zamieszania.
 Sasuke cenił w kobietach zaradność i umiejętności bojowe, i jak na złość, najtrudniej było znaleźć kandydatke szczycącą się owymi cechami. W całej wiosce znał tylko jedną taką pannę - Ino Yamanake. Ale była głupia jak but i niebywale próżna. Cudem ukończyła akademię. Gdyby nie wpływy jej ojca, przywódcy klanu Yamanaka, nawet nie zdołałaby się tam dostać.
Ona jedyna, spośród wszystkich dziewcząt dalej czepiała się go jak rzep. Nie dało się jej zastraszyć ani zniechęcić. Przechodząc obok ich rodzinnej kwiaciarni automatycznie przyspieszał.
   Otrząsnął się ze swych przemyśleń, nieświadomie zwolnił kroku. Ciągle jednak wytrwale podążał na północ. Nie będzie mógł spojrzeć sobie w lustro, jeśli nie dowie się jaki drapieżnik grasuje w lasach jego wioski. Musi go znaleźć! Albo chociaż natrafić na jakiś ślad.
Dotarł nad niewielkie jezioro, mieszczące się w samym sercu puszczy. Znał je jeszcze z czasów dzieciństwa, kiedy to wraz z bratem przychodzili tu w upalne, letnie popołudnia.
   Tafla wody była wzburzona chodź dzień był bezwietrzny.
Stanął na piaszczystym podłożu i spojrzał przed siebie, na przeciwległy brzeg pokryty skałami i kamieniami.
Zamrugał.
Czy to może być prawda? Wzrok nigdy go nie mylił. Co za szalona kobieta, do licha, postanowiła wykąpać się o tej porze roku w jeziorze?
   Widział tylko jej głowę, smukłe ramiona oraz górną partię pleców, które w równych odstępach raz po raz wynurzały się z wody, gdy istota płynnie wyrzucała przed siebie ręce.
Płynęła w stronę płycizny, odwrócona do niego tyłem. Nie mógł dostrzec barwy jej włosów. Odbijały promienie słoneczne, połyskując zdrowo z każdym ruchem.
    Stał na mieliźnie jak zaczarowany, podczas gdy kobieta powabnym krokiem wychodziła na brzeg. Jezioro puszczało ją niechętnie, woda zdecydowanie zbyt wolno odrywała się od młodego, pociągającego ciała. Nie mogła mieć więcej niż 17 lat.
Ze zdumieniem odkrył, że jest naga.
 Poczuł suchość w ustach.
 Nie mógł odwrócić wzroku od ponętnych kształtów kobiety. Lubieżnie patrzył na zniewalające wcięcie w talii. Podziwiał zarys jej drobnych chodź umięśnionych pleców oraz kuszące zaokrąglenie bioder. Jędrne pośladki malowały się wyraźnie nad pociągająco długimi nogami. Stworzenie było smukłe. Wyczuwał, nawet stojąc w dalekiej odległości, bijącą od niej aurę zmysłowości. Przejawiała się w każdym ruchu, obiecując i zwodząc.   
 Nigdy jeszcze nie spotkał się z czymś podobnym. To ciepłe, kojące uczucie, kłębiące się gdzieś w okolicy serca... Nie! Postanowił odrzucić głupie przemyślenia i skupić się na racjonalnych sprawach. Jak na przykład to, czemu ta kobieta opuściła mury wioski? Podejrzewał, że zrobiła to bez zezwolenia.
   Wciąż nieświadoma jego obecności, przystanęła na pokrytej kamieniami ziemi i odrzuciła mokre włosy na plecy.
Znowu to znajome ciepło, a po nim narastające napięcie tym razem w okolicy poniżej podbrzusza. Zacisnął szczękę, oddychając z utrudnieniem.
Kosmyki opadły długą kaskadą, ciągnąc się aż do pasa. Były jasne, tyle mógłby spostrzec gdyby tylko zainteresował się znowu ich kolorem.
Zrobił krok do przodu, niefortunnie wykopując w powietrze leżący na piasku kamień. Z pluskiem wpadł do wody. Dźwięk rozniósł się niczym wystrzał.
    I wtedy kobieta odwróciła się gwałtownie, spoglądając na Sasuke niczym spłoszona sarna. W wielkich, szeroko otwartych oczach malowało się przerażenie. Przez sekundę utrzymywali kontakt wzrokowy, po czym tajemnicza istota zerwała się do szalonego biegu, panicznie pędząc ku puszczy, która mogła dać jej schronienie.
  Sasuke otrząsnął się z transu i krzykiem nakazał jej się zatrzymać. Nie posłuchała. Nie był pewny czy w ogóle zrozumiała jego słowa. Puścił się galopem po tafli wody. Musiał ją złapać, dowiedzieć się kim jest, po co tutaj przyszła..
Kobieta mknęła przez kamienie niczym powabna rusałka, zwinnie pokonując kolejne odcinki wyboistej trasy. Była boso a jednak małe kamyczki wykładające brzeg nie przeszkadzały jej w osiągnięciu zawrotnej prędkości. W popłochu co jakiś czas skakała z głazu na głaz. Wybicie się i przefrunięcie 2 metrów w powietrzu nie sprawiło jej żadnych trudności.
  Zanim zdołał dobiec do drugiego brzegu, jej już dawno tam nie było.
 Las zamknął się wokół jej wystraszonej postaci, pędzącej przed siebie niczym goniona przez drapieżnika ofiara. Nawet sposób biegu przypominał mu ucieczkę leśnego zwierzęcia; robiła częste i gwałtowne zwroty, nigdy nie poruszając się dłużej po linii prostej.
Nie odwróciła się więcej i podejrzewał, że była zbyt zaślepiona strachem, by móc jeszcze raz na niego spojrzeć. Mimo to uznał, że miała ładne rysy twarzy, nawet jeśli rzutował na nie strach.
  Przyzwyczaił się już, że kobiety z Konohy zawsze schodziły mu z drogi. Ta tutaj miała bardzo poważny powód by chcieć to zrobić. Opuszczenie wioski bez niczyjej zgody było jednoznaczne z dołączeniem do oddziału licznie działających w okolicy buntowników. Ruch oporu składał się w większości z niezbyt bystrych, starszych osób, pamiętających jeszcze czasy za życia III i IV Hokage, oraz ich potomków, zaślepionych ideałami o nieograniczonej wolności.
Schwytanie aktywisty kończyło się jego uśmierceniem, najczęściej jeszcze w ten sam dzień.
  Zatrzymał się gwałtownie w miejscu które do niedawna zajmowała tajemnicza uciekinierka i podparł o kolana rękami. Dyszał głośno, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. W życiu nie biegł tak szybko.
  Cóż to była za sytuacja?! Nie mógł zebrać myśli. Ta kobieta miałaby być buntowniczką? Poruszała się jak spłoszona sarna, nie żądny krwii wojownik.
Działo się tutaj coś cholernie niedobrego.
  A jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że właśnie odkrył coś istotnego.
Ojciec będzie z niego dumny. Nareszcie.


  W tym samym czasie, gdzieś w niezbadanych rejonach puszczy, za drzewem skrywała się kobieta. Odgłos szybkich oddechów niósł się wśród ciszy, a rumor gwałtownie kołatającego serca niemal poderwał do lotu zasiadłe na gałęziach ptaki. Drobna istota o długich włosach, w które teraz wplątały się zagubione liście, nieskrępowane własną nagością wyjrzała przez pień. Była wyczulona na każdy szmer. Oczy barwy letniej trawy, bystre i lśniące, trochę nieokiełznane, z precyzją badały teren.
 Poruszyła się w sposób bezszelestny. Potrafiła przemykać w kompletnej ciszy nawet przez odcinki obficie obłożone zaschniętymi patykami i pozostałymi po zeszłorocznej jesieni liśćmi. Ruchy miała zwinne i szybkie, przed działaniem przywykła nie zastanawiać się więcej niż jeden raz. Decyzję podejmowała kierując się instynktem. Był jej niezawodnym sprzymierzeńcem, zawierzała mu całkowicie.
 To on nakazał jej natychmiastową ucieczkę gdy zobaczyła na brzegu obcego sobie człowieka. Stał się potencjalnym zagrożeniem. I ruszył za nią w pogoń! Jeszcze raz czujnie obejrzała się za siebie. Potem ruchem tak dzikim, jakby zatracała w sobie ostatki człowieczeństwa, wyskoczyła przed siebie, z zawrotną szybkością mknąc przez gęste zarośla.
  Rozległo się głośne wycie wilka.
I już wiedziała, gdzie powinna zmierzać.


Ta kobieta miała w przyszłości zmienić całe życie najokrutniejszego policjanta w Konoha.
Ale on nie mógł tego wiedzieć..
Ona zaś nie przejmowała się jutrem...



Rozdział zajął mi więcej czasu, niż mogłabym się spodziewać. Pierwszy raz usiłowałam pisać opowiadanie z punktu widzenia 3 osoby i przyznam szczerze, nie sądziłam że może to być aż tak absorbujące. Jest parę momentów w których nie czyta się przyjemnie - zdaje sobie sprawę. Niestety moją profesją jest skupianie się na emocjach i uczuciach, tutaj zaś musiałam ograniczyć ich udział do skromnego minimum. Starałam się opierać na akcji i dialogach, ale jednak gdzieś ta bez końca "ględząca" i opisująca część mnie wypływa na światło dzienne i jest to wyczuwalne.
W następnych rozdziałach na pewno będzie lepiej. I chodź pisze sie topornie, to jednak wszystko powoli idzie do przodu.
Mam nadzieję że fabułą przypadnie wam do gustu.
Stopniowo, z każdym rozdziałem będę ukazywać coraz więcej niewygodnych aspektów z życia mieszkańców. Zależy mi aby sytuacja w Konoha byłą dla was jasna - przy czym obawiam się że ogromna ochota na pokazanie wam tego, może mnie zgubić.. No cóż.

Zostawiam was z tym co nabazgrałam i zapraszam na PJSWM <- gdzie już niebawem pojawi się nowy rozdzialik :)

7 komentarzy:

  1. Jeju dziewczyno, nienawidzę cię! A wiesz za co?
    Za to, że piszesz tak świetne opowiadania, które mam ochotę czytać codziennie, a nie mam takiej możliwości.
    Ta koncepcja podoba mi się chyba nawet bardziej od poprzedniej. Dlatego, że tutaj jest to zdecydowanie bardziej twoja wizja niż Kishimoto. Mam nadzieję, że teraz z racji świąt znajdziesz trochę więcej czasu na pisanie, bo już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    Z resztą ja zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. NAPRAWDĘ DOBRZE SIĘ ZACZYNA WIĘC Z NIECIERPLIWOŚCIĄ CZEKAM NA WIECEJ :)
    DODAJ NASTĘPNY BO NIE WYTRZYMAM!! ��☺��

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego nie dodasz to na Wattpad bo naprawdę to opowiadanie zaczyna się genialnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ jest dodane na wattpadzie również :)
      Zapraszam: https://www.wattpad.com/346861311-your-life-our-cause-ss-wzburzone-fale

      Usuń
  4. Witaj, czuję się jak człowiek na pustyni, któremu skończyła się woda... Pragnę, tak cholernie pragnę następnego rozdziału. Jesteś numerem jeden na mojej liście. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, świetny rozdział. Szczerze - zanim zabrałam się do czytania wydawał mi się dość długi... Ale oczywiście zwracam honor, czyta się bardzo przyjemnie i szybko.
    Kochana Konoha, co tam się wyprawia? Prawdziwy terror i dyktatura.
    W głębi serca liczę, że za jakiś czas będę miała okazję do poczytania o pomocniku Hokage. Uwielbiam Madarę <3
    Teraz zabieram się do dalszego czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział o tye ciekawy, że stworzyłaś kompletnie inną wersję świata Naruto. Nie było masakry lanu, Sasuke jest draniem, który nie ma litości. A Sakura jest nagą babą biegającą po lesie - no spoko. xD Jedyne, co mnie trochę się nie podbalo, to że na początku rozdziału przedstawiłaś nam postacie klanu Uchiha - zrobiłaś takie ich streszczenie. I tak nic z tego nie zapamiętałam, bo podałaś suche fakty. Najlepiej jak opiuje sie postacie poprzez ich zachowanie, to lepiej wchodzi w pamięć i! Mogłaś o Fugaku wspomnieć więcej dopiero jak się pojawi. Opisać go myślami Sasuke na przykład przy ich rozmowie, czy coś takiego. ;) Chodzi o to, że te początek był dla mnie zbędny, bo niczego dla mnie nie wniósł. Informacje można dawakować w historii, dzięki czemu czytelnik jest zaskakiwany cały czas. :) Ale to tylko taka moja uwaga. Sam rozdział ogólnie mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka z Panda Graphics